"Skakałem z pułapu 400 m. Przy lądowaniu poczułem, że prąd przeszedł mi od nóg aż po czubek głowy. Wypadki były, są i będą. Lekarz na SOR wypisał mi tylko zaświadczenie lekarskie. Dopiero po rezonansie magnetycznym, który zlecił ortopeda, okazało się, że mam złamany kręgosłup" - opowiada w rozmowie z Radiem Kraków poszkodowany żołnierz.
Starszy szeregowy przebywał przez jakiś czas na zwolnieniu lekarskim. Jak dodaje, podczas rekonwalescencji nikt z jednostki wojskowej nie zainteresował się jego osobą.
W styczniu 2015 roku Rejonowa Komisja Lekarska w Krakowie orzekła, że żołnierz nie jest zdolny do pracy w desancie, ale nadal może służyć w armii. I tą opinią kierowały się kolejne organy wojskowe. Nie uwzględniano kolejnych zaświadczeń lekarskich dostarczanych dowództwu 6. Brygady Powietrznodesantowej przez leczącego się szeregowego. W kwietniu Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych skierował chorego żołnierza z Krakowa na nowe stanowisko.
- Informacje dotyczące stanu zdrowia są objęte ochroną prawną - tłumaczy ppłk Marek Pietrzak - a Dowódca Generalny RSZ nie posiadał szczegółowych danych dotyczących stanu zdrowia żołnierza. Ale posiadało je dowództwo 6. Brygady Powietrznodesantowej. Od decyzji DGRSZ skutecznie odwołał się pełnomocnik szeregowego z Krakowa. Pod koniec czerwca Sekretarz Stanu MON uchylił rozkaz powołujący go na inne stanowisko służbowe. Przyznał również, że rozkaz był niewykonalny z uwagi na stan zdrowia żołnierza..
- Tego typu postępowanie działa na prestiż armii - twierdzi Jerzy Chwiałkowski, były prokurator wojskowy, pełnomocnik starszego szeregowego - sprawy były niepotrzebnie przeciągane.
"W tym roku temu żołnierzowi kończył się kontrakt. Dowódca batalionu nie mógł z nim podpisać nowej umowy, ponieważ nie spełniał wymagań, czyli nie był zdolny do wykonywania skoków spadochronowych. To jest system zero-jedynkowy" - przekonuje kpt. Marcin Gil z 6. BPd.
Poszkodowany żołnierz stracił pracę miesiąc temu, musi opuścić służbowe mieszkanie, a ponieważ nadal nie ma świadectwa służby - nie może się zarejestrować w ZUS-ie ani Urzędzie Pracy. Może w przepisach wszystko się zgadza, ale z pewnością komuś zabrakło wyobraźni.
Więcej o sprawie będzie można posłuchać w reportażu Ewy Szkurłat "Incydent", w Radiu Kraków w niedzielę 2 sierpnia o 12.30.
RK