Do zbrodni doszło rok temu. Mężczyzna od początku był w kręgu podejrzanych. Jakub K. miał udusić Justynę B. w wynajmowanym mieszkaniu przy ulicy Bytomskiej. Początkowo zbiegł, z lotniska w Balicach wyleciał do Londynu. Po kilku dniach od ujawnienia morderstwa wrócił jednak do Polski i sam zgłosił się z adwokatem do prokuratury.

Został doprowadzony do Prokuratury Rejonowej Kraków-Krowodrza, gdzie ogłoszono mu zarzuty i został przesłuchany w charakterze podejrzanego. Nie przyznał się i złożył obszerne wyjaśnienia. Po czynnościach prokurator skierował do sądu wniosek o zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania. Podstawą jest uzasadniona obawa ucieczki, obawa matactwa i zagrożenie surową karą

- powiedział w listopadzie zeszłego roku Janusz Kowalski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Sąd postanowił, że proces będzie się toczył z wyłączeniem jawności ze względu na m.in. prywatne i intymne okoliczności zdarzenia. O taki jego przebieg wnioskował obrońca mec. Jerzy Zaleski, wskazując na interes prywatny oskarżonego, a także możliwość wywołania "zakłócenia spokoju publicznego". W ten sposób adwokat nawiązał do zdarzeń, które poprzedziły rozpoczęcie procesu.

Na korytarzu przed salą rozpraw spotkały się rodziny zmarłej i oskarżonego. Matka dziewczyny przyszła ze zdjęciem 20-latki i zwracając się do zebranych, wspominała ostatnie rozmowy z córką, które poprzedziły tragedię. Kobieta przypomniała, że traktowała oskarżonego 22-latka "jak syna" i podkreśliła, że nie może pogodzić się ze śmiercią dziecka. Oskarżonego nazwała "bandytą".

O spokój przed salą najpierw prosiła sędzia, następnie interweniowała policja sądowa, która wyprowadziła zgromadzonych.

Jakubowi K. za zabójstwo grozi minimum 10 lat więzienia.