Znana od ponad 150 lat historia miłosnego trójkąta, zabrzmiała tym razem bardzo przejmująco. Akcja opery, która rozgrywa się w trakcie wojny pomiędzy starożytnym Egiptem a Etiopią, korespondowała z naszymi czasami.
Potęgowała to jeszcze świadomość, że odtwórczynie głównych bohaterek pochodzą z krajów toczących wojnę. Bo w piątek w partii niewolnicy Aidy wystąpiła Ukrainka Oksana Nosatova, a w partii Amneris jej rywalki Rosjanka Olesya Petrova. Przypadek? Nie wiem, niemniej spektakl ten stał się niezwykłą wędrówką pełną uniwersalnych tematów: zakazanej miłości, zdrady wobec kraju, litości wobec jeńców wojennych, powinności, poświęcenia i śmierci. Wędrówką przejmującą i bardzo rezonującą ze współczesnym światem.
Zastanawiałam się przed spektaklem, na ile „Aida”, jeden z najczęściej do dziś wystawianych tytułów w teatrach operowych, która swoją prapremierę miała w 1871 roku w Operze w Kairze, jest w naszych czasach interesująca. Czy historia wziętej do niewoli etiopskiej księżniczki Aidy, oraz jej rywalki, córki faraona Amneris i wodza egipskich wojsk Radamesa, spotęgowana przez świetną muzykę Verdiego, arcymistrza operowego, potrafi dziś poruszyć?
Reżyserzy na ogół starają się zafascynować widzów rozmachem i przepychem, często wystawiając dzieło w plenerze, stąd zdarza się, że na scenie pojawiają się nawet żywe zwierzęta: słonie czy konie, a w widowisku bierze udział kilkuset statystów. Pamiętam takie inscenizacje, choćby tę sprzed wielu lat we Wrocławiu, w Hali Ludowej.
Ale Giorgio Madia, reżyser, choreograf i reżyser świateł krakowskiej „Aidy”, znany z realizacji na tej scenie sprzed wielu lat wspaniałego „Kopciuszka” miał inny pomysł. Jak się okazało - doskonały. Opera rozgrywa się w półmroku, w dwóch kolorach: czarnym i złotym. Można wręcz zażartować, że złota na scenie jest tak wiele, ile być może wyniosło honorarium Giuseppe Verdiego: 150 tys. franków w złocie, co na dzisiejsze pieniądze wynosi ponad 20 milionów zł. Złoto na scenie nie jest jednak jednoznaczne. W zależności od oświetlenia zmienia barwę od jasnego, wręcz białego, poprzez delikatnie różowy aż po ciemny pomarańczowy, stanowiąc kontrast wobec drugiego koloru, głębokiej czerni, mrocznej i matowej.
Plastycznie krakowska „Aida” jest zachwycająca. Jak w dawnych czasach, tak i teraz poszczególne sceny otrzymywały brawa od publiczności. Scenografia i kostiumy, których autorem jest Domenico Franchi, stawały się pięknymi obrazami, oddzielnymi dziełami sztuki. Na scenie pojawiły się ogromne, wysokie na wiele metrów walce, niczym budowle bazaltowe, otwierane, a także półokrągłe schody, które mogą prowadzić do góry lub w dół, symbolizując w ten sposób drabinę społeczną bohaterów i sytuacje, w jakiej się znaleźli.
Wszystkie elementy scenografii były przesuwane w zależności od akcji. Jeśli do tego dodamy zmiany oświetlenia to trudno się dziwić, że niemal w jednej chwili wyrastał na scenie pałac faraona, później świątynia, a za kolejnym razem grobowiec. Kostiumy czarne, pełne złotych elementów – nawiązujące swym kształtem i ozdobami do stylu egipskiego, z którego w późniejszym czasie czerpało art deco – idealnie wpisywały się w całość obrazu. Jedynie przeszkadzało mi, że wszyscy występujący mieli ciemne twarze. Według mnie niepotrzebnie, bo to powodowało, że artyści stawali się anonimowi, a przecież do opery chodzimy dla konkretnych wykonawców.
„Aida” pod względem muzycznym to potężne dzieło. Trzy godziny muzyki, zróżnicowanej, pięknej, dobrze znanej. Verdi bawi się orkiestrą, instrumentacją, fakturą. I w tym kontekście dyrygent Marcin Nałęcz-Niesiołowski prowadząc orkiestrę stanowił mocne oparcie dla solistów, tkając z instrumentów kanwę, na której główni bohaterowie mogli odmalować głosem emocje.
Oksana Nosatova, czyli tytułowa Aida sprostała wyzwaniu, a jej śpiew, zwłaszcza te fragmenty w piano, robił na mnie wrażenie. Jej sceniczna rywalka Olesya Petrova, pokazała prawdziwy „wokalny pazur”. Choć Verdi Amneris nie obdarzył tak pięknymi frazami jak Aidę, to jednak w jej śpiewie można było odnaleźć przemianę bohaterki: od próżnej, pewnej siebie, bogatej, po dziewczynę, która zdała sobie sprawę, że jej zazdrość spowodowała śmierć jej ukochanego. Udało jej się stworzyć bardzo wyrazistą postać.
W rolach męskich: Giorgi Sturua (Radames) po początkowej tremie brzmiał przekonywująco, zaś bardzo mi się podobali Sebastian Marszałowicz (Faraon), Rafał Siwek (Ramfis). Także w mniejszych rolach artyści dobrze wypadli: Mikołaj Zalasiński (Amonasro), Paula Maciołek (Kapłanka) i Vasyl Grokholskyi (Posłaniec).
Wielkie gratulacje należą się także połączonym chórom Opery Krakowskiej i Filharmonii Krakowskiej. Udało się uzyskać piękne współbrzmienia głosów, mimo że śpiewacy ci nie pracują razem na co dzień.
Pochwała też należy się baletowi, zwłaszcza że choreografia nie była prosta, pełna elementów ruchu w dwóch płaszczyznach, nawiązujących do figuratywnych egipskich przedstawień. Podobnie zresztą jak cały ruch sceniczny. Choreograf Giorgio Madia starał się ustawiać artystów profilem do publiczności, zwracając w tej sposób uwagę na egipskie hieroglify i malowidła ścienne.
„Aida” Opery Krakowskiej to piękna inscenizacja, spójna w swej plastycznej i muzycznej odsłonie. Spektakl który pokazuje, że wolność i miłość ma swoją cenę. To także przysłonięty muzyką i bogactwem mechanizm polityczny wojny, który zawsze jest ten sam.
Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz
Kierownictwo muzyczne: Marcin Nałęcz-Niesiołowski
Reżyseria, choreografia, reżyseria światła: Giorgio Madia
Scenografia, kostiumy: Domenico Franchi
Przygotowanie chóru: Andrzej Korzeniowski, Joanna Wójtowicz
Asystent reżysera: Agnieszka Sztencel
Asystent kierownika muzycznego: Joachim Kołpanowicz
Asystent scenografa: Giulia Bruschi
Inspicjent: Justyna Jarocka-Lejzak, Mateusz Makselon
Spektakl „Aida”obsada premierowa (14.03.2025):
AIDA: Oksana Nosatova
AMNERIS: Olesya Petrova
RADAMES: Giorgi Sturua
FARAON: Sebastian Marszałowicz
RAMFIS: Rafał Siwek
AMONASRO: Mikołaj Zalasiński
KAPŁANKA: Paula Maciołek
POSŁANIEC: Vasyl Grokholsky
Orkiestra, Chór i Balet Opery Krakowskiej oraz Chór Filharmonii Krakowskiej
DYRYGENT: Marcin Nałęcz-Niesiołowski