W mediach społecznościowych mieszkańcy dzielą się swoimi wrażeniami. Kilka dni temu dziki zwyczajnie weszły do parku. Rodziny z dziećmi dla bezpieczeństwa miały zamknąć się na placu zabaw. Innym razem zwierzęta zaatakowały jednego z przechodniów.
Część z mieszkańców Wieliczki skarży się na bezczynność straży miejskiej. W ciągu tygodniach trafiło do niej już kilka zgłoszeń o grasujących dzikach, ale nie zmieniło się nic. Jak tłumaczy starszy inspektor Andrzej Windak, strażnicy mają związane ręce. Powodem jest prawo.
Zajmujemy się głównie zwierzętami agresywnymi, to wynika z ustawy o strażach miejskich. Straż miejska winna zajmować się głównie agresywnymi psami, ewentualnie rannymi zwierzętami, które transportujemy do weterynarzy. Natomiast to jest kwestia skali oczywiście. Nie mamy środków technicznych które mogą nam pomóc takiego dzika odłowić
– mówi Windak.
Strażnicy mogą interweniować jedynie doraźnie.
My musimy dbać o bezpieczeństwo mieszkańców, czyli wyobrażam sobie sytuację, kiedy ktoś widzi dzika, czuje się zagrożony. Możemy podjechać, sprawdzić przede wszystkim takie zgłoszenie i ewentualnie dzika przepłoszyć
– wyjaśnia Andrzej Windak.
Za odłów lub odstrzał dzików odpowiada właściciel danego terenu. W tym przypadku park jest własnością gminy, więc to zadanie dla urzędników. Ale zanim zaczną poszukiwać firmy, która się tym zajmie, trzeba jeszcze zgody starosty.
Żeby można było taką decyzję wydać, musi wpłynąć wniosek z Urzędu Miasta i Gminy Wieliczka, w którym będzie określone miejsce tego odłowu, odstrzału, liczba dzików, które mają zostać odłowione czy też odstrzelone. Po zasięgnięciu opinii, bo ta decyzja musi być wydana w porozumieniu z Polskim Związkiem Łowieckim, starosta wydaje taką decyzję i jeżeli ona stanie się ostateczna, to gmina może przystąpić do realizacji zadania
– mówi Beata Domoń, kierowniczka Wydziału Ochrony Środowiska starostwa w Wieliczce.
Takiego wniosku jeszcze nie ma. Jak na ironię, obok parku znajduje się urząd gminy. Może po szturmie na park dziki zaczną szturmować też sam urząd.