- Na półkach możemy znaleźć artykuły dla dzieci: pieluchy, chusteczki, butelki, smoczki. Są artykuły chemiczne. Po drugiej strony jest żywność. Mamy to poukładane na regałach. Są makarony, kasze, konserwy, czyli wszystko to, co ma dłuższą datę ważności. To taki dawniejszy sklep wielobranżowy. Mamy także ubrania, koce, pościele, kołdry, poduszki - mówi Marta Łaszczyk-Lichoń, wicedyrektorka Centrum Usług Społecznych w Myślenicach.
Jak podkreślają uchodźcy, potrzebna jest przede wszystkim odzież do szkoły. "Przyjechałam z Odessy. U nas ludzie wyszli z domu w tym, w czym byli. Nawet dokumentów nie zabraliśmy" - mówi jedna z kobiet.
- Są magazyny, czemu nie sklep? Sklep za zero złotych brzmi intrygująco. Śmialiśmy się z właścicielami lokalu, którzy nam go udostępnili za darmo, że czynsz za lokal jest adekwatny do utargu. Tu był kiedyś sklep spożywczy. Teraz my tu prowadzimy ten sklep. Na pewno do końca czerwca tu będziemy. Zobaczymy, jakie będzie zapotrzebowanie - dodaje Marta Łaszczyk-Lichoń.
Jak podkreśla wicedyrektorka Centrum Usług Społecznych w Myślenicach, sporo osób spoza gminy Myślenice kontaktuje się ze sklepem. "Jesteśmy jednostką gminną, ale nawet z Krakowa mieliśmy osoby, które specjalnie tu przyjechały. Jak nie możemy pomóc, to staramy się kierować ludzi do miejsc, gdzie osoby mogą uzyskać pomoc" - tłumaczy.
- Przyniosłam rzeczy dla dzieci. To jest dobra forma. CI ludzie nic nie mają. Sama w Myślenicach przyjęłam ukraińską rodzinę. Nie mieli nic. Przyszli z siatkami. Oni są zdani na te rzeczy - powiedziała w rozmowie z Radiem Kraków jedna z osób, która przyniosła do sklepu dary.
Jak się uchodźcom podoba w Myślenicach? "Sami jesteśmy z małego miasteczka. Bardzo nam się tu podoba" - słyszymy.
Myślenice także zapraszają do siebie uchodźców. Jak zapewniają władze gminy, jest wszystko, co potrzeba i każdy, kto zostanie tu skierowany przez urząd wojewódzki, znajdzie pewne lokum. Wtedy będzie mógł też przyjść po najpotrzebniejsze rzeczy do "sklepu za zero złotych"