Radio Kraków
  • A
  • A
  • A

W Gołczy koło Miechowa nie będzie drugiej Holandii

  • Kraków
  • date_range Poniedziałek, 2013.04.22 10:40 ( Edytowany Poniedziałek, 2021.05.31 04:03 )
W gminie Gołcza w północnej Małopolsce nie będzie farmy wiatrowej. Tak zdecydowali mieszkańcy w przeprowadzonym wczoraj referendum.

fot. www.golcza.pl


Na stronie internetowej gminy są już jego wyniki. Budowy wiatraków chciało siedmiuset osiemdziesięciu jeden mieszkańców, przeciwko niej zagłosowało dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć osób. 18 głosów było nieważnych.

Elektrownie wiatrowe? Tak, ale daleko od zabudowań!

W referendum wzięło udział ponad 34 procent mieszkańców a to oznacza, że głosowanie jest ważne. Wiatraki chciała budować austriacka firma. Miała postawić 24 turbiny o mocy do trzech megawatów każda. Część mieszkańców bała się wpływu wiatraków na zdrowie i przyrodę. Ani naukowcom, ani inwestorowi nie udało się ich przekonać.


Rozmowa Jacka Bańki z profesorem Andrzejem Piaseckim z Uniwersytetu Pedagogicznego

Mieszkańcy Gołczy nie chcą farmy wiatrowej. Jest Pan zdziwiony wynikiem referendum, czy się Pan spodziewał takiego wyniku?

- Przede wszystkim jestem zadowolony, że referendum się udało. Takich referendów w Polsce jest niewiele. Trudno je policzyć, przez co ciężko jest zmierzyć ich skuteczność. Według szacunków, do tej pory było około 100 referendów z inicjatywy mieszkańców. W tym kontekście to referendum w sprawie ważnej dla gminy wpisuje się w poszerzającą się demokrację bezpośrednią. Można się cieszyć.

Jest to pierwsze referendum tego typu w Małopolsce. Myśli Pan, że inne gminy, biorąc pod uwagę dyskusję wokół różnych inwestycji, powinny brać przykład z Gołczy?

- Na pewno powinna nam się rozwijać demokracja bezpośrednia. Nie wiem czy w formie takiego referendum, bo trudno mi sobie wyobrazić referendum fakultatywne w Krakowie. Tam byśmy nie osiągnęli wymaganej 30% frekwencji. Są różne metody poszerzania tej demokracji, na przykład poprzez konsultacje, czy referenda fakultatywne, ale to tylko w małych gminach. Myślę, że ten przykład jest dobry.

Czy sprawa farmy wiatrowej, sprawa inwestycji to są zagadnienia, gdzie powinno decydować referendum?

- Oczywiście. To są tematy kontrowersyjne. Było referendum w Gąbinie dotyczące masztu radiowo-telewizyjnego. Były jeszcze inne referenda dotyczące kontrowersyjnych inwestycji. Wtedy rada ma prawo zapoznać się z opinią mieszkańców, ale także scedować na nich decyzję. Decyzja referendalna jest wiążąca. Referendum jest instytucją wyższą w stosunku do rady gminy. Głosowanie jest na pierwszym miejscu.

Jesteśmy gotowi na referenda? Jeśli weźmiemy prawie każdą inwestycję i poddamy ją pod głosowanie, to możemy się spodziewać, że mieszkańcy zwykle będą na „nie”.

- Nie wiem. Mieszkańcy przecież życzą sobie wielu inwestycji. To już kwestia poszczególnych przypadków. Nie wszystkie referenda mają charakter proobywatelski. Są też referenda populistyczne. We wszystkich referendach, które miały miejsce za dużo jest elementów populistycznych. Za dużo jest referendów obliczonych na negatywną kampanię. Najwięcej było referendów dotyczących odwołania organów wykonawczych gminy. Jeśli teraz mamy referendum, w którym głos ludzi jest ważny, to moim zdaniem jest to niesłychana szansa, żeby demokracja stała się rzeczywistą władzą ludu.

Nie boi się Pan, że gdybyśmy o wszystkie inwestycje pytali mieszkańców to niczego byśmy nie zbudowali? Nie mielibyśmy drogi, stadionu, hali i innych rzeczy?

- Rozumiem co Pan ma na myśli. Czasami się zdarza, że władza chce scedować na mieszkańców trudną decyzję. Nie chodzi o inwestycję, ale na przykład czy zamknąć szkołę czy nie zamknąć. Mieszkańcy po to dają radnym mandat, żeby za nich decydowali. Musi być sprawa wyższej wagi, żeby radni powiedzieli: „niech zadecydują wszyscy”. Na szczęście nie mamy teraz wysypu referendów. Jeśli mamy kilka przypadków w roku to to jest śladowa ilość.

Tutaj mamy dwa niebezpieczeństwa. Raz, że samorząd będzie chciał umyć ręce od niepopularnych decyzji a z drugiej strony niebezpieczeństwo, że mieszkańcy będą na „nie” wobec nowych pomysłów i inwestycji.

- Dlaczego na „nie”? Wie Pan, jest jeszcze takie jedno, rzadko używane referendum. To referendum w sprawie samoopodatkowania. Takie referendum było między innymi w Limanowej i Mielcu. Chodzi o nałożenie dodatkowych kosztów na siebie. Mieszkańcy powiedzieli tak. Do ważności trzeba 2/3 głosów na tak. Nie obawiajmy się oddać władzy ludziom.

Nie boi się Pan tego, że Polacy, naród o niskim kapitale społecznym, naród z wrodzonym anarchizmem i indywidualizmem, będzie zwykle mówił „nie” przy tego typu okazjach?

- Nie boję się. Ostatnie lata pokazują, że frekwencja wyborcza nie spada. Jest progres, większe zainteresowanie wyborami i demokracją. Zainteresowanie nie tyle polityką, ale tym, na co idą nasze pieniądze. To nie będzie głosowanie na „nie”, tylko „albo-albo”. Skoro nie ta inwestycja, to co się stanie z tymi środkami. Ludzie głosując zaczynają myśleć nad konsekwencjami wyboru. To nie jest kwestia strachu tylko nadziei.

W sprawie której z krakowskich inwestycji według Pana powinno się odbyć referendum?

- U mnie na Bronowicach jest wiele przykładów spraw, które przydałoby się rozwiązać przez konsultacje lub przez referendum. Nikt nie pytał mieszkańców czy chcą dwóch stadionów. Na to i tak za późno, ale jak miasto będzie miało kolejne tak genialne pomysły, to może wcześniej warto byłoby zapytać mieszkańców? Teraz się słyszy o kilku centrach handlowych. Może jedno czy drugie jest potrzebne. Warto się zastanowić co jest alternatywą. Kilka to za dużo. Miasto też pewne koszty na tym ponosi.




Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię