Filharmonia Krakowska była jedną z pierwszych placówek kulturalnych w Polsce, która zaczęła działać po wojnie, a dokładnie po wyzwoleniu Krakowa. Pierwszy koncert odbył się już 3 lutego 1945 roku i właśnie ta data uważana jest za początek istnienia tej instytucji. Repertuar, który został wówczas wykonany zabrzmi na tegorocznych koncertach jubileuszowych już w piątek, 31 stycznia, w siedzibie Filharmonii oraz dzień później w sali ICE Kraków. A będą to: Odwieczne pieśni Karłowicza, Koncert fortepianowy f-moll Chopina (solista Jan Lisiecki), oraz VI Symfonia h-moll „Patetyczna” Czajkowskiego. Orkiestrę Filharmonii Krakowskiej poprowadzi kolejno trzech dyrygentów związanych z tym zespołem: Jerzy Maksymiuk, Alexander Humala i Antoni Wit.
Trwający od września jubileuszowy, 80. sezon Filharmonii Krakowskiej jest pełen niezwykłych wydarzeń muzycznych. Ale to właśnie w najbliższą sobotę zaplanowane zostały dodatkowe atrakcje. Po koncercie odbędzie się rozmowa z dyrygentami i z pianistą w ramach jubileuszowego Dyskusyjnego Klubu Muzycznego „Wszystko gra!”, natomiast przed koncertem - spotkanie z Marią Wilczek-Krupą, autorką wydanej specjalnie na jubileusz książki „Jedno życie to jest cały świat. O początkach Filharmonii Krakowskiej”. Książka jest pełna tła historycznego, trudnych wyborów, nadziei, smaków, zapachów i emocji, od euforii po niewyobrażalny ból i strach, przy którym czaiła się śmierć. Opowiada o ludziach, którzy tworzyli tę instytucję.
Na jubileusz 80-lecia Filharmonii Krakowskiej szykowany jest tort, szampan, listy gratulacyjne, medale dla pracowników, ale… jakże inaczej wyglądał pierwszy koncert w 1945 roku! Sala kina „Świt” przy ul. Zwierzynieckiej (obecna siedziba Filharmonii) nie była ogrzewana, wiało przejmującym chłodem, bo na zewnątrz panował mróz i padał śnieg. Koncert rozpoczął się o godz. 15.30, gdyż jeszcze obowiązywała godzina policyjna. Za pulpitem dyrygenckim stanął Zygmunt Latoszewski a partię solową w koncercie Chopina zagrał Zbigniew Drzewiecki. Muzycy na estradzie wystąpili we frakach, a sala została świątecznie udekorowana: zawieszono białego orła i flagi narodowe. Publiczność wypełniła widownię po brzegi. Zajęte wtedy były nawet wszystkie miejsca na podłodze. „Jak nam się wtedy chciało grać” – powiedział mi 60 lat później Leszek Izmaiłow, były koncertmistrz Filharmonii Krakowskiej, wspominając pierwszy koncert.
Filharmonia GG
Jak to możliwe, że w 15 dni po wyzwoleniu, rozpoczęła działalność Filharmonia Krakowska? Od lipca 1940 roku, z rozkazu Generalnego Gubernatora Hansa Franka działała w Krakowie – pod nazwą Filharmonia Generalnej Guberni – orkiestra symfoniczna. W zespole grali polscy muzycy, jedynie stanowisko koncertmistrza objął Niemiec Fritz Sonnleitner. Artyści trafili do tego zespołu z różnych powodów. Niektórzy, dla „mocnych” papierów, bo praca w tej orkiestrze była ratunkiem przed wywózką na roboty do Niemiec. Inni, jak znakomita polska harfistka Helena Rostowska-Smoczny, z przymusu, gdyż otrzymała od Niemców nakaz przeniesienia się z Warszawy do Krakowa i podjęcia pracy w zespole. Jeszcze inni, zatrudnieni tam byli fikcyjnie, zwłaszcza w chórze, tylko dla przetrwania czyli dla dokumentów i kartek żywnościowych.
W czasie II wojny orkiestrą, która uchodziła za jeden z lepszych zespołów europejskich, dyrygował początkowo Hans Rohr, a po jego nagłej śmierci Rudolf Hindemith. Później kierownictwo zespołu objął Hans Swarowsky. Na repertuar Orkiestry Filharmonii GG składały się przede wszystkim utwory kompozytorów niemieckich i austriackich, m.in.: Bacha, Mozarta, Beethovena, Brahmsa, Straussa, a później, już po roku 1942, kiedy zniesiono zakaz wykonywania utworów polskich twórców, prezentowano także muzykę: Kurpińskiego, Chopina, Moniuszki, Noskowskiego, Karłowicza, Żeleńskiego. Przez czas okupacji orkiestra zagrała ponad 200 koncertów, głównie w Krakowie ale także poza miastem, np. w Warszawie.
Siedzibą orkiestry GG był budynek, w którym obecnie mieści się Filharmonia Krakowska. Zagranie więc koncertu zaraz po wyzwoleniu nie było aż tak trudne. Muzycy w większości byli gotowi, były też instrumenty, które nie zostały wysłane do Niemiec gdy zbliżał się frant. Należało tylko zmienić szyld.
Filharmonia GG, to temat, który był przez wiele lat zamiatany pod dywan. Niby wszyscy wiedzieli, ale nikt nie mówił. Gdy 20 lat temu po raz pierwszy napisałam o tej historii w „Dzienniku Polskim” spotkałam się z pretensjami środowiska, że niepotrzebnie, że lepiej milczeć. Trzeba było wielu lat by te teksty stały się inspiracją dla słuchowiska „Krakauer Begruessung" firmowanego przez Filharmonię Krakowską, która cztery lata temu zaczęła głośno mówić o swojej wojennej historii.
Dziś, w książce „Jedno życie to jest cały świat” Marii Wilczek-Krupy – właśnie wydanej przez Filharmonię Krakowską z okazji jubileuszu 80-lecia – ta trudna i skomplikowana historia muzyków, którzy grając w orkiestrze GG podczas okupacji ratowali życie swoje, swoich rodzin czy kolegów, wybrzmiewa wielowątkowo i na różnych poziomach. Filharmonia tamtych lat okazuje się minimalną wyspą nadziei w oceanie bestialstwa. W książce, po okupowanym Krakowie w czasie drugiej wojny światowej, przeprowadza czytelników Niusia Horowitz-Karakulska, jedna z ostatnich żyjących ocalonych przez Oskara Schindlera. Przeprowadza kreśląc dramatyczne tło, w którym przyszło żyć i pracować muzykom Filharmonii GG. Każde jej wspomnienie rzuca światło na decyzje muzyków, ale jej opowieści wzbudzają rozpacz, że „ludzie ludziom zgotowali ten los”…
Koncert orkiestry Filharmonii Generalnego Gubernatorstwa w 1943 roku. Źródło: zbiory NAC
Złote lata
Koncerty, to ogromne emocje. Ale czas robi swoje i po latach zacierają się dźwięki i obrazy, zacierają się programy i nazwiska. Dlatego trzeba przypominać, że w Filharmonii Krakowskiej występowali najwięksi, muzyczne bożyszcza swoich czasów jak chociażby Arturo Benedetti-Michelangeli, Emanuel Ax, Gwendolyn Bradley, Stanisław Bunin, Dang Tai Son, Paul Esswood, Philippe Giusuiano, Steven Isserlis, Emma Kirkby, Gidon Kremer, Mścisław Rostropowicz, Artur Rubinstein, Teresa Żylis-GaraMidori, Schlomo Mintz, Garrick Ohlsson, Dawid i Igor Ojstrach, Maurizio Pollini, Ruggiero Ricchi, Światosław Richter, Izaac Stern, Henryk Szeryng, Narciso Yepes, Yo-Yo Ma itd. Nie wymienię wszystkich, bo zabrałoby to wiele stron, ale do dziś trudno jest mi zapomnieć o koncercie Yehudi Menuhina, gdzie na widowni zajęty był każdy skrawek podłogi, czy Ivo Pogorelicha, który na próbach zażyczył sobie obok fortepianu wełniany dywanik dla swojego małego pieska.
Przez lata brzmienie zespołu kształtowali najlepsi dyrygenci m.in.: Walerian Bierdiajew, Bohdan Wodiczko, Stanisław Skrowaczewski, Andrzej Markowski, Witold Rowicki, Henryk Czyż, Jerzy Katlewicz, Krzysztof Missona, Tadeusz Strugała, Krzysztof Penderecki, Jerzy Maksymiuk, Antoni Wit. Orkiestrze często towarzyszył chór mieszany, który od 1950 roku stał się chórem zawodowym a zatrudnieni w nim artyści zaczęli pobierać wynagrodzenie za pracę oraz Chór Chłopięcy założony w 1951 roku przez Józefa Suwarę.
Każdy koncert to oddzielna historia, ale patrząc na 80 lat działalności, dziś już wiadomo, że czasy Jerzego Katlewicza, który był dyrektorem naczelnym i artystycznym Filharmonii w latach 1971-1980, zostały słusznie nazwane złotą epoką. To właśnie wtedy zespoły Filharmonii, jako jedne z najlepszych w Polsce przemierzały świat w szerz i wzdłuż. Wyjeżdżały na festiwale zagraniczne, do takich krajów jak m.in.: Francja, Persja, Liban, Hiszpania, Grecja, Jugosławia. Te wyjazdy były głównie związane z prezentacją muzyki Pendereckiego, który wówczas był „na fali”. Co ciekawe, krakowscy muzycy byli wówczas jedynymi, którzy wykonywali utwory tego twórcy. Trochę się buntowali, bo instrumenty się niszczyły, ale szybko zrozumieli, że warto grać Pendereckiego, bo ta muzyka jest dla nich oknem na świat.
Warto przypomnieć także, że właśnie z inicjatywy Jerzego Katlewicza przy Filharmonii Krakowskiej powstała Capella Cracoviensis zajmująca się wykonawstwem muzyki dawnej, na czele której stanął Stanisław Gałoński. Po paru latach orkiestra się usamodzielniła, stając się jednocześnie organizatorem jednego z najstarszych festiwalu w Polsce: „Muzyka w starym Krakowie”.
Tragedia
Była godzina godz. 13.30, 11 grudnia 1991 roku. W sali koncertowej budynku przy ul. Zwierzynieckiej wybuchł pożar. Nikt nie przypuszczał, że ogień tak szybko się rozprzestrzeni. Pracownicy Filharmonii rzucili się do ratowania wszystkiego, co można było: instrumentów, nut z biblioteki, dokumentów z archiwów. Nie dali rady. Palące się instrumenty skrzypce, kontrabasy, fortepiany, wydawały przeraźliwe głośne dźwięki. Ale najbardziej „płakały” płonące organy, instrument firmy VEB Postdamer Schuke - Orgelbau. Widok spalonej Filharmonii był wstrząsający. Do dziś trudno go zapomnieć.
Joanna Wnuk-Nazarowa, ówczesna dyrektor Filharmonii Krakowskiej, która tę funkcję sprawowała dopiero trzy miesiące, stanęła przed zadaniem prawie niemożliwym: odbudowania i wyposażenia instytucji. Dzięki jej determinacji, pomysłom i optymizmowi wszyscy ruszyli z pomocą: urzędnicy, artyści, brygady remontowe i miłośnicy muzyki. Do Filharmonii napływały pieniądze z całego niemal świata. Orkiestry polskie i zagraniczne grały koncerty, z których dochód przeznaczony był na odbudowę spalonej Filharmonii.
Trudno w to uwierzyć, ale pierwszy koncert w wyremontowanej sali odbył się zaledwie w pół roku po pożarze, a po roku cały budynek był już wyremontowany. Na nowe organy trzeba było poczekać trochę dłużej, ale to i tak było ekspresowe tempo. Organy zabrzmiały po raz pierwszy w październiku 1996 roku. Był to instrument zaprojektowany i wybudowany przez Johannesa Klaisa, jednego z najsłynniejszych budowniczych. Z 3600 piszczałek – składających się na 51 głosów instrumentu – największa mierzyła 5,5 metra wysokości, a najmniejsza zaledwie kilka milimetrów.
Społeczność
Jaka jest dziś Filharmonia Krakowska? Ogromna, z wielką ilością różnorodnych koncertów z najlepszymi solistami i dyrygentami, z wszechstronnym repertuarem. W koncertach bardzo ciekawie dobierane są programy, w których dużo znajduje się dzieł XX i XIX wieku. Króluje klasyka, ale nie brakuje również muzyki m.in. jazzowej, filmowej. Niezwykle interesujące są także cykle programowe skierowane do całkiem małych dzieci, choćby „Muzyczne boBasy”, czy cieszące się ogromną popularnością „Bajki muzyką pisane”. Prowadzona jest też powszechna akcja umuzykalniająca, czyli tzw. „Audycje muzyczne”, w ramach których artyści odwiedzają szkoły Małopolski prezentując różnorodne programy muzyczne.
Młodzież też ma w czym wybierać, a młodzi adepci sztuki muzycznej mogą doskonalić swoje warsztaty w ramach Szkoły Letniej Filharmonii. Instytucja wychodzi także poza swój budynek, gra m.in. na Wawelu, w Collegium Novum UJ, w hotelu Saskim, w muzeach, galeriach handlowych, latem w plenerach: na Plantach i w miejskich ogrodach, w przestrzeni miejskiej, choćby na dworcu, a także na uczelniach. Zespoły Filharmonii Krakowskiej można spotkać w różnych ośrodkach Małopolski, również na festiwalach krajowych i zagranicznych. Te wszystkie działalności instytucji wspiera Stowarzyszenie Przyjaciół Filharmonii Krakowskiej i działający od dwóch lat Dyskusyjny Klub Muzyczny „Wszystko gra!”.
Warto zauważyć jak wokół instytucji rośnie społeczność, stając się niezwykłą, wielopokoleniową siłą, wspierającą swoją Filharmonię. Od dwóch, trzech lat już wiadomo, że wizja dyrektora Mateusza Prendoty prowadzenia Filharmonii Krakowskiej z wielkim rozmachem – zaakceptowana przez publiczność, o czym świadczą nadkomplety na koncertach – wymaga nowego budynku, sali koncertowej z prawdziwego zdarzenia.
Wierzę, że tak się stanie. Dlatego z okazji jubileuszu życzę Filharmonii Krakowskiej nowej siedziby, dla wszystkich, którym serce bije dla muzyki.