Obecnie budynek popada w ruinę. Pomieszkują w nim również bezdomni - mimo skobli i kłódek dostają się do środka, a to bardzo niebezpieczne, bo budynek jest w naprawdę kiepskim stanie. Jednak nie zawsze tak było - mówi Paweł Kubisztal ze stowarzyszenia Podgórze.pl.
- Budynek spłonął 10 lat temu, tzn. w dziwnych okolicznościach spłonął dach. W upalną, letnią sobotę wybuchł pożar, który naszym zdaniem miał doprowadzić ten budynek do ruiny, żeby działkę można było sprzedać deweloperowi - mówi Paweł Kubisztal. Jak dodaje, zaraz po pożarze osoba podająca się za właściciela nieruchomości złożyła pismo do Ministerstwa Kultury o skreślenie obiektu z listy zabytków z powodu bardzo złej kondycji. W dokumentach budynek odmłodzono o mniej więcej sto lat. Tylko dzięki temu udało się doprowadzić do jego wykreślenia z rejestru obiektów chronionych - podkreśla Kubisztal, jednak dodaje, że potem domniemany właściciel nie miał już tak łatwo. - Tej osobie nie udało się przejąć budynku. Jest dalej w zasobach miasta. Kurator sądowy będzie szukać prawowotych spadkobierców, a jeśli nie znajdzie, budynek przejdzie na Skarb Państwa.
W czasie poszukiwań spadkobierców kurator spadku ma obowiązek zadbać o nieruchomość. Na tę funkcję został powołany mecenas Marcin Trzeciak, któremu leży na sercu los budynku. Zamierza walczyć o ponowne wpisanie go na listę zabytków, bo uważa, że to szczególny obiekt.
- Każdy kto mieszka w Krakowie, na pewno zwrócił uwagę na ten budynek. Bardzo odstaje od okolicznych XIX-wiecznych kamienic. Pojawia się już na mapach z końca XVIII w. Najstarsza mapa, do jakiej dotarłem, to mapa z 1791 roku - mówi Marcin Trzeciak.
A wzmianek o budynku w starych dokumentach można znaleźć więcej - dodaje architekt i konserwator zabytków, Mikołaj Kornecki. - Prawdopodobnie był to zajazd z wyszynkiem, bo tam kiedyś była sień przejazdowa, podwórze, stajnia i miejsce na wozy. Była sala wyszynkowa, czyli poprostu karczma. Jak dodaje Kornecki, stary zajazd może się również pochwalić wyjątkowym, rzadko spotykanym "dachem łamanym polskim". - Ten dch można odtworzyć, ściany z tego, co wiem, są w dobrym stanie. Na pewno trzeba byłoby je wzmocnić, przwrócić stolarkę i zaadaptować do jakichś celów współczesnych - mówi Mikołaj Kornecki.
Ale żeby to zrobić, najpierw trzeba wykonać ekspertyzy, zabezpieczyć budynek przed zawaleniem, i równocześnie walczyć o to, aby znów pojawił się na liście zabytków. Niesie to za sobą ogromne koszty - ponad milion złotych. Nie obejdzie się więc bez inwestora. Mecenas Trzeciak przyznaje, że taki ktoś już się pojawił, jednak nie chce zdradzać szczegółów. Podkreśla natomiast, że wszelkie prace remontowe będą przeprowadzane pod kontrolą konserwatorską. Tak, jakby budynek był już wpisany na listę zabytków.
A w międzyczasie decyzję o wpisaniu ponad 200-letniego zajazdu na tę listę będzie rozważał wojewódzki konserwator zabytków oraz Ministerstwo Kultury i Sztuki. Według Marcina Trzeciaka, budynek zostanie odnowiony najwcześniej za dwa-trzy lata.
Martyna Masztalerz/jgk