Na głodówkę nie pozwalają przepisy - wyjaśnia w rozmowie z Radiem Kraków Roman Orzechowski, szef zakładowej Solidarności.

- Taki mamy kraj. Nie można umrzeć z głodu pod gabinetem dyrektorem, ale w domu już tak - za tę głodową pensję, którą pielęgniarki dostają - mówi Orzechowski.

Protest dotyczy zmian w regulaminie, które wprowadzono na początku tego roku, dotyczące wypłat za sobotnie dyżury. Pielęgniarki domagają się za nie pieniędzy.

Dyrektor placówki Adam Styczeń, który stara się o kolejną kadencję z radzie powiatu myslenickiego, zarzuca pielęgniarkom, że na protest celowo wybrały okres przedwyborczy. W rozmowie z Radiem Kraków przyznaje jednak, że nie ma sobie nic do zarzucenia.


 - Nie wyglądam na osobę, która da się zastraszyć kolejnym, bodaj już 14 protestem - mówi Styczeń - Nie pozwolę na łamanie prawa, które jest jednoznacznie zapisane i obowiązujące.

Zakończyły się rozmowy między dyrektorem a związkami zawodowymi. Nie udało się wypracować kompromisu i nie wiadomo, jak długo strajk będzie trwał.

Jak dowiedziało się Radio Kraków, pielęgniarki nie odeszły od łóżek pacjentów. Gabinet dyrektora okupowały tylko te osoby, które mają wolne lub skończyły dyżur. Zapowiadają jednak, że jeżeli ich postulaty nie zostaną spełnione, zablokują zakopiankę.

 

W szpitalu w Myślenicach zatrudnionych jest około 600 osób.

 

 

(Teresa Gut/ew)