Krakowskie taksówki - trzeba być czujnym?

W 2014 roku urząd miasta przeprowadził 9 kontroli taksówek. Urzędnicy w cywilu zamówili w sumie 140 kursów, często udawali zagranicznych turystów. Wynik: 14 taksówkarzy zawyżyło cenę (sześciu włączyło złą taryfę, siedmiu nie uruchomiło taksometru i policzyło wartość kursu "na oko", jeden umyślnie pojechał dłuższą trasą). Pięciu taksówkarzom za nieprawidłowości cofnięto licencję, dziewięciu otrzymało ostrzeżenia. Urzędnicy natrafili na sześciu kierowców przewożących ludzi bez odpowiednich zezwoleń. Najwięcej nieprawidłowości dotyczyło paragonów - 43 kierowców albo nie wydało rachunku, albo wręczyło pasażerom paragon bez wszystkich koniecznych informacji.


Problem oszustw w taksówkach w zasadzie nie dotyczy jednak "rodowitych" mieszkańców. Urzędnicy przyznają, że nawet nieuczciwi taksówkarze nie ryzykują próby oszukania "krakusa", który najprawdopodobniej zna Kraków niewiele gorzej od kierowcy. Dlatego urzędnicy podają się za turystów.

Wiesław Szanduła zapowiada więc kolejne kontrole. Mieszkańców z kolei prosi o to, by zawsze żądali paragonu. Pozwoli to ograniczyć liczbę nieopodatkowanych kursów.


Doświadczony klient taksówek w Krakowie może się czuć dobrze. Ceny (w porównaniu np. do Warszawy) są niskie, kursów zwykle nie brakuje (jeśli ma się przy sobie odpowiednio dużo numerów). Uważać powinni turyści, oni bardzo często płacą dużo więcej od mieszkańców.

3900 - dużo, czy mało?

Po krakowskich ulicach w 2015 roku kursować będzie ok. 3900 taksówek. To oznacza, że na jedną taksówkę przypada średnio 194 mieszkańców. "To znacznie za mało - przekonuje Krzysiek, barman w jednej z krakowskich restauracji. Jak mówi, zdarza się, że gdy zamawiamy klientom taksówki, musimy kilkadziesiąt minut czekać na to, aż ktoś odbierze, nie mówiąc już o trafieniu na wolną taksówkę.
Z tym problemem zwróciliśmy się do urzędu miasta. Jak się jednak okazuje, niewiele da się z tym zrobić. Od 2010 roku liczby licencji taksówkarskich nie regulują już radni. To oznacza, że taksówkami w Krakowie rządzą prawa wolnego rynku.


Zresztą są tacy, dla których liczba 3900 taksówek to nie "mało", lecz "znacznie za dużo". Należy do nich pan Marian, taksówkarz w jednej z "tradycyjnych" korporacji. "Mam znajomego taksówkarza w Niemczech, który pracuje w czterystutysięcznym mieście. Wie pan ile tam kursuje taksówek? Dwieście. U nas, włącznie z tymi niezarejestrowanymi, blisko 5000. Efekt jest taki, że już powoli nie mamy za co żyć, bo zarabiamy od kursu. Żeby wyżyć, musimy jeździć w świątek, piątek czy niedzielę" - podkresla krakowski taksówkarz.


Skoro taksówek jest "dużo", to czemu w piątek wieczorem musimy czekać na nie godzinami? "Kłopotem jest rozdrobnienie przewoźników. 3900 taksówek rozkłada się na 15 korporacji. Klienci najczęściej dzwonią pod 2,3 numery. Wystarczy więc mieć ze sobą numery do wszystkich korporacji, by kilkakrotnie zwiększyć szansę na zamówienie taksówki, nawet późnym wieczorem" - mówi Wiesław Szanduła, z wydziału ewidencji pojazdów krakowskiego magistratu.


Szanduła przyznaje jednak, że dzwonienie pod 15 różnych numerów w piątek wieczorem też nie jest dla kientów zbyt wygodnym rozwiązaniem. Jak mówi, idealnie byłoby, gdyby korporacje się zrzeszały i "przekazywały" sobie klientów, których nie są w stanie "obsłużyć". Niektóre korporacje już się na to zdecydowały, chociaż w skali Krakowa to wciąż niewiele.

 

 

(Karol Surówka/ko/ew)