Do obecności takich sąsiadów sceptycznie nastawieni są i mieszkańcy, i radni dzielnicy. "Sytuacja zaczęła się już półtora roku temu. Rada dzielnicy na mój wniosek podjęła uchwałę negatywnie opiniującą działalność tego kiosku. Tam się działy dantejskie sceny do białego rana, podczas gdy obok jest plac zabaw dla dzieci. Wtedy właściciel zamknął kiosk, ale nie zabrał towaru, a następnie doszły mnie słuchy, że po Czyżynach chodzą szczury z czekoladą w pysku" - wyjaśnia Regina Zadęcka, radna dzielnicy.
Co o takiej sytuacji sądzi sanepid? "Jeżeli nie ma bezpośredniego zagrożenia, tzn. to jest miejsce niezamieszkałe i nie ma kontaktu z osobami, które czują się zagrożone przez szczury, to tutaj rola inspekcji sanitarnej jest mocno ograniczona" - odpowiada Elżbieta Kuras, rzecznik prasowy krakowskiego sanepidu. A deratyzacja, o którą apeluje inny radny Krakowa, Wojciech Krzysztonek, wykonywana jest w Krakowie dwa razy do roku: wiosną i jesienią. "Oczywiście jeśli jest taka potrzeba, można ponownie dokonać deratyzacji, ale muszą to zgłosić mieszkańcy".
"Dzwoniliśmy do straży miejskiej, odsyłano nas do sanepidu. Sanepid odesłał nas do straży miejskiej" - skarżą się z kolei krakowianie.
A jak tłumaczy Jan Machowski z krakowskiego magistratu, miasto nie może wykonać żadnych konkretnych kroków w celu pozbycia się szczurów, bo kontakt z dzierżawcą kiosku jest niemożliwy. "Próbujemy znaleźć tego dzierżawcę, ale jest to trudne. Nie odpowiada on naszą korespondencję. Natomiast zdajemy sobie sprawę, że sytuacja jest nagła. Wyślemy tam służby odpowiedzialne za porządek, by wokół kiosku postawiły trutki na szczury" - zapewniał w rozmowie z Radiem Kraków Jan Machowski. Bez kontaktu z właścicielem odszczurzenie wnętrza kiosku jest niemożliwe.
(Martyna Masztalerz/ew)
Obserwuj autorkę na Twitterze: