"Po odzyskaniu obiektu mnóstwo ludzi wpłacało dla nas pieniądze, a Związek liczył wówczas około 1200 osób. Między innymi z tego mieliśmy środki na remonty i utrzymanie obiektu" - mówił przed sądem 81-letni Krystian Waksmundzki, komendant naczelny ZLP.
Sąd ponownie przesłuchał Waksmundzkiego podczas rozprawy odwoławczej w procesie, w którym miasto domaga się zwrotu budynku przy Oleandrach. W marcu 2020 r. sąd pierwszej instancji zdecydował, że pozwany przez gminę Związek Legionistów Polskich w Krakowie ma zwrócić obiekt.
Opisując początki działania organizacji w krakowskiej siedzibie pod koniec lat 80., Waksmundzki przekonywał podczas środowej rozprawy, że to właśnie Związek dbał o budynek i chciał przywrócić mu dawną świetność. W jego ocenie, po przejęciu budynku ponad 30 lat temu był on "w stanie nienadającym się do użytku".
Komendant przekonywał też sąd, że z grona osób, które "podjęły dzieło" przywrócenia budynku do stanu sprzed lat, dziś żyje jedynie kilka. "Nie ma tygodnia, żebym nie dowiadywał się, że ktoś z tego grona odchodzi. To jest bardzo przykre, że u schyłku życia doczekaliśmy czegoś takiego. Przecież my chcemy zostawić to wam, młodym. Nie zabierzemy tego ze sobą" - argumentował Waksmundzki. Ostatecznie sąd zdecydował, że to biegły ustali, jakie koszty poniósł Związek, przeprowadzając w budynku szereg prac.
Spór o zwrot tej nieruchomości nie jest jedynym, jaki w tej sprawie toczą ze sobą strony. Wcześniej sąd prawomocnym wyrokiem oddalił wniosek Związku Legionistów o zasiedzenie. Wciąż nierozstrzygnięta pozostaje jednak sprawa zapłaty ponad 995 tys. zł za ponad czteroletnie bezumowne korzystanie z budynku przy Oleandrach, czego od Związku domaga się Kraków.
"Sąd bardzo namawia strony, żeby tę - w końcu przykrą sprawę - załatwić polubownie; jest przynajmniej minimalna szansa, że każda ze stron wyjdzie (z tego) mniej pokiereszowana i bardziej zadowolona, a społeczeństwo tylko na tym zyska" - argumentowała podczas środowej rozprawy przewodnicząca składu, sędzia Magdalena Meroń-Pomarańska.
Wiceprezydent miasta Andrzej Kulig, po ogłoszeniu nieprawomocnego wyroku ponad dwa lata temu, wskazał jednak, że cieszy się z takiego rozstrzygnięcia. Ocenił wówczas, że konieczne jest, by "prawda o własności tego budynku wreszcie utrwaliła się w świadomości krakowian". Jak dodał, najważniejsze jest to, żeby obiekt mógł pełnić funkcję, która "była mu na samym początku przypisana przez jego twórców, czyli tych, którzy chcieli upamiętnić czyn legionowy". Pełnomocnik gminy, po środowej rozprawie, nie chciał komentować sprawy.
W utworzonym w Domu im. Józefa Piłsudskiego Muzeum Czynu Niepodległościowego znajdują się pamiątki związane z walkami Polaków o wolność, m.in. bardzo cenna kolekcja sztandarów organizacji legionowych z okresu międzywojennego, pamiątki po marszałku Edwardzie Rydzu-Śmigłym, pamiątki związane z pogrzebem marszałka Józefa Piłsudskiego oraz sypaniem Kopca Piłsudskiego, dokumenty, mundury, broń i dzieła sztuki.
Dom im. Piłsudskiego, zwany także Domem Legionisty, powstał w latach 30. XX wieku na Oleandrach, skąd w 1914 r. wyruszyła Pierwsza Kompania Kadrowa. Decyzję o jego budowie podjęli dawni legioniści na I Zjeździe Związku Legionistów Polskich w 1922 r., którzy na ten cel przekazywali własne fundusze. Teren pod budynek przekazały władze Krakowa.