Adam Szostkiewicz porównał falę w seminarium do tej w niektórych służbach mundurowych. W wewnętrznej strukturze Kościoła katolickiego najważniejsze jest posłuszeństwo, a o tym, co może kleryk, decyduje przełożony seminarium. Nikt nawet nie wspomina o podmiotowości kleryków. „W porównaniu z koszarami, gdzie jednak ci chłopcy mają pewną autonomię, z seminarium nie wyjdziesz na ulicę. Najchętniej trzymaliby cię całe pięć lat za murami i indoktrynowali. Jak już jednak wychodzisz, a przecież zawsze trzeba wychodzić w towarzystwie, ten drugi patrzy, co robisz, gdzie idziesz, co cię interesuje i tak dalej” – opowiadał w Radiu Kraków redaktor Szostkiewicz.

 

„Jesteś nikim”

Dużo uwagi publicysta „Polityki” poświęca też „kościelnemu systemowi”, który nie jest przygotowany do kształcenia dojrzałych kapłanów. Za to wychowuje zdyscyplinowaną armię funkcjonariuszy.

Kto oglądał filmy, jak wygląda w amerykańskiej armii przygotowanie młodych ludzi, ochotników albo kiedyś poborowych, ten wie, o czym mówię. Analogie są uderzające. Jesteś młody, ideowy, przyszedłeś bronić kraju albo głosić Ewangelię, a tymczasem na początek jest fala. Jesteś nikim. I tak jest i w wojsku, i w policji. Nie bez powodu. Chodzi o dyscyplinę i o hierarchię. Posłuszeństwo w wykonywaniu wszelkich poleceń

- tłumaczył Szostkiewicz.

Jakich? No właśnie – „wszelkich”. Debiutanci zawsze dostają po uszach, bywa, że w dosłownym sensie („Są różne zadania, których byś się chętnie nie podejmował. Jak w wojsku - czyszczenie kloaki”). Na seminaryjną falę nie wszyscy są odporni – zwłaszcza ludzie z ideami, wrażliwi, zagubieni. To ich, w późniejszym kapłaństwie, samotność dotyka najmocniej. Młodzi ludzie nie garną się do Kościoła, niewielu chce też być księżmi. Szostkiewicz zauważa, że współczesny świat ma dla młodych mężczyzn o wiele bardziej atrakcyjne oferty.

Zresztą wszyscy wiemy, czym się karmią, czym dzisiaj się interesują, jakie filmy i filmiki oglądają, co czytają w internecie. To jest po prostu świat zupełnie niespójny z tym, co ich może czekać w seminariach

- dodaje redaktor.

Kościół bez wiernych? Adam Szostkiewicz o kryzysie powołań, systemie i fali w seminariach Kościół bez wiernych? Adam Szostkiewicz o kryzysie powołań, systemie i fali w seminariach

 

Instytucje totalne

Efekty? W tym roku w archidiecezji krakowskiej przyjęto do seminarium siedmiu alumnów. W całej Polsce – zaledwie 280. Spada też liczba chętnych do zakonów, zwłaszcza żeńskich – ludzie piszący o Kościele (publicyści, byli księża, ale też dziennikarze) od lat zwracają uwagę, że kobiety w zakonach traktowane są jak niewolnice, bywa, że seksualne. O tym mówią również ludzie wewnątrz Kościoła.

Gościem Radia Kraków był niedawno Ignacy Dudkiewicz, autor książki „Pastwisko. Jak przeszłość, strach i bezwład rządzą polskim Kościołem”. Tłumaczył:

Seminaria w Polsce, w zdecydowanej większości przypadków, to klasyczne instytucje totalne, w których cały plan dnia jest określony, każdy ruch kleryka jest monitorowany. Są bardzo restrykcyjne zasady kontaktu ze światem zewnętrznym, co sprawia, że środowisko bardzo szybko się hermetyzuje – jest dosyć jednolite i jednocześnie oparte na niedookreślonych zasadach. Jeden z moich rozmówców mówił mi, że w seminarium trzeba być średnim, bo jak się jest za słabym, to się wylatuje; ale jak się jest za bardzo do przodu, też się wylatuje. Więc do tej niedookreślonej normy wszyscy próbują się dostosować.

 

Co zostanie w aktach?

Coraz częściej media donoszą o seksualnych imprezach organizowanych przez księży na plebaniach (przypadek z Sosnowca i Dąbrowy Górniczej). To gorszy wiernych, ale raczej nie zaskakuje ludzi związanych z Kościołem. Adam Szostkiewicz dodaje:

Młody człowiek ma niezaspokojone pragnienia uczuciowe, niekoniecznie od razu seksualne, choć to też. I na tym tle mogą rozwijać się problemy psychiczne, które czasem prowadzą do patologicznych zachowań. O czym informują nas media. Nawet w naszej katolickiej Polsce niemal codziennie słyszymy o tym, co się dzieje na plebaniach.

Dudkiewicz podsumowuje: „Młodsi księża, młodsi zakonnicy częściej korzystają z fachowej pomocy psychoterapeutycznej niż ich koledzy ze starszych roczników, ze starszych pokoleń. Ale nie ma to zazwyczaj charakteru pomocy systemowej. Bo nie może go mieć. Bo w rzeczywistości, w której ksiądz, zwłaszcza przed probostwem, jest w pełni zależny od arbitralnej, jednoosobowej decyzji przełożonego (ordynariusza, biskupa diecezjalnego), to prawdopodobieństwo, że zwróci się do niego, żeby porozmawiać o problemach natury psychicznej (wypalenie, depresja, ataki paniki, kryzys wiary), jest niewielkie. Kapłan ma zwrócić się do człowieka, od którego wszystko później będzie zależeć? Przecież w aktach zostanie, że miał roczny urlop z powodu kłopotów ze zdrowiem psychicznym. Wybierze milczenie. Jak to powiedział jeden z moich rozmówców, (…) trzeba uprawiać terapeutyczną partyzantkę, tak, żeby kuria się nie dowiedziała.