Wysoki, barczysty mężczyzna, ogolony na łyso, w spodniach z ortalionu, z twarzą schowaną w kapturze. Gdy Marcin Ż. został doprowadzony na posiedzenie aresztowe, wielu pomyliło go z współoskarżonymi w tej sprawie pseudokibicami. Był jednak policjantem, pracował w komendzie miejskiej przy ul. Siemiradzkiego. Wyjeżdzał często na interwencje, także te związane z pseudokibicami.    

Policja przyznaje, że Marcin Ż. wykradał dane z baz policyjnych i przekazywał je przestępcom. Na swoich kolegów policjantów sprowadzał ogromne zagrożenie. Zdarzało się, że przestępcy byli uprzedzani o ich akcjach. Gdy więc mundurowi zauważyli, że Marcin Ż. obraca się w podejrzanym towarzystwie o sprawie poinformowali przełożonych.

Ż. przyznał się do winy i złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Z pracą w policji pożegnał się już w maju. W piątek przed sądem stanie dwóch pseudokibiców, którzy korzystali z informacji wykradzionych przez "wtykę". Zgodnie z niepisanym kodeksem pseudokibiców, oni do winy się nie przyznają.

 

 

 

(Karol Surówka/ko)