O nielegalną rozbiórkę Thomas Zieliński oskarżył dewelopera, który tuż przy jego działce wybudował bloki. Filip A. twierdzi, że nie ma nic wspólnego z rozbiórką. Kolejny termin rozprawy został ustalony na 12 grudnia.
Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone z powodu braku wykrycia sprawców. Właściciel odwołał się do sądu, który nakazał prokuraturze ponowne zbadanie sprawy. Ponowne śledztwo również zakończyło się umorzeniem – z powodu braku znamion czynu zabronionego.
W tej sytuacji właściciel skierował subsydiarny akt oskarżenia do sądu. Taki akt może wnieść pokrzywdzony w sprawach ściganych z oskarżenia publicznego w sytuacji, gdy dwukrotnie odmówi tego prokurator (po wykorzystaniu drogi zażalenia sądowego).
Oskarżył w nim prezesa i członka zarządu spółki deweloperskiej oraz investment managera (kierownika budowy) o wdarcie się na działkę, składowanie materiałów budowlanych, wycięcie roślinności i drzew, ingerowanie w stan techniczny nieruchomości, usunięcie ogrodzenia, a wreszcie stopniowe i całkowite wyburzenie budynku i obniżenie gruntu o 1 m.
Sąd uznał, że konieczne będzie wysłuchanie wyjaśnień od oskarżonych, przesłuchanie świadków, w tym nabywców lokali w nowo wybudowanych budynkach oraz pracowników spółki deweloperskiej.
Sytuację właściciela dodatkowo komplikuje fakt, że zgodnie z planem zagospodarowania nie będzie on mógł wybudować nowego domu. Uchwalony w 2013 roku plan zakłada na jego działce tereny zielone. Mógłby jedynie wyremontować budynek istniejący - ale budynku już nie ma.
Jak ustaliła PAP, plan ten jednak został zaskarżony i de facto na razie nie obowiązuje.
"Domagamy się wskazania winnego polecenia zburzenia domu i 'uporządkowania' nieruchomości" – powiedziała PAP w sądzie pełnomocniczka oskarżyciela subsydiarnego adwokat Klara Andres z Kancelarii Andres i Wspólnicy. Jak przypomniała, pierwsze dochodzenie w tej sprawie zostało umorzone z uwagi na niewykrycie sprawców przestępstwa; kolejne – z uwagi na brak znamion czynu zabronionego.
"Prokurator nie dopatrzył się szkody właściciela. Odrzucił rzeczywisty uszczerbek majątkowy, jakim jest zniszczenie jego domu, uznając, iż jeżeli w przyszłości będzie możliwe zabudowanie działki, wówczas nie zaistnieje sytuacja szkody, a raczej nakładów ze strony osób trzecich na nieruchomość właściciela w wysokości 13 tys. złotych" – powiedziała adwokat.
Jak podkreśliła, w uzasadnieniu decyzji prokurator wskazał, że w świetle istniejących dowodów pośrednich i zasad racjonalnego i logicznego rozumowania należy przyjąć odpowiedzialność spółki, ale ponieważ uznał, że szkody nie było oraz brak bezpośrednich dowodów, postanowił postępowanie umorzyć.
"Tymczasem naszym zdaniem istnieją uzasadnione podejrzenia, iż za sprawą stoi spółka deweloperska, ponieważ był to jedyny podmiot żywotnie zainteresowany usunięciem nieruchomości. Nikt inny, w żaden sposób nie miałby z tego korzyści" – podkreśliła adwokat.
Przyznała, że cieszy ją decyzja sądu o zbadaniu sprawy w toku przewodu sądowego. "Akt oskarżenia jest bardzo szczegółowy, materiał dowodowy jest obszerny, świadkowie wskazują konkretne osoby, które wchodziły na teren nieruchomości, 'porządkowały teren', a spółka energetyczna potwierdziła, że odcięcie prądu nastąpiło na wniosek spółki, która poinformowała, że nastąpiło odsłonięcie kabla na skutek robót ziemnych" – powiedziała pełnomocniczka.
Jak podkreśliła, "bezpośrednich dowodów nie ma, ale zamknięty ciąg poszlak prowadzi do jednego wniosku, że tylko spółka była zainteresowana rozbiórką budynku".
(Martyna Masztalerz/PAP/ko)