1. Wolontariusze z Krakowa - pani Grażyna i pan Kamil - trafili w Bachmucie pod rosyjski ostrzał.
2. Pan Kamil został lekko ranny, pani Grażyna straciła stopę.
3. Wolontariusze wrócili już do Polski, gdzie czeka ich leczenie. Pan Kamil opuścił już szpital.
4. Na ten moment to koniec misji wolontariuszy "Kliki" w Ukrainie.
6 stycznia w Ukrainie obchodzona była Wigilia. Wolontariusze liczyli na bożonarodzeniowe zawieszenie broni. "Przyleciał jakiś pocisk. Podobno moździerzowy. Ja się na tym nie znam. Uderzył około 30 metrów od nas w blok mieszkalny. My oberwaliśmy odłamkami. Pamiętam każdą sekundę tego, co się stało. Zastanawiałam się, czy umieram" - mówi pani Grażyna.
Pan Kamil odniósł mniejsze obrażenia tylko dlatego, że ciągle znajdował się w samochodzie, z którego wolontariusze mieli właśnie rozpocząć wypakowywanie kartonów z darami. "Ogłuszyło mnie. Po kilku sekundach się otrząsnąłem, wyszedłem z auta. Leżały tam trzy osoby: Grażyna, wolontariusz Denis i jeszcze jedna osoba z punktu, która nam pomagała. Spojrzałem na Grażynę. Jej stopa była obok, rozerwana" - opisuje pan Kamil.
Wolontariusze mieszkali w Charkowie. Z pomocą docierali także do innych miejsc, w tym do Izium i Bachmutu. Rozdawali ludziom - zwłaszcza chorym, samotnym, niepełnosprawnym i opuszczonym - chleb i ciepłą zupę. "Tym razem chcieliśmy tam spędzić trochę czasu z ludźmi w święta prawosławne. Przygotowaliśmy prezenty dla dzieci, kutię, którą chcieliśmy rozdawać. Chcieliśmy trochę spędzić czasu z ludźmi w tych bachmuckich piwnicach, zrozumieć ich lepiej, poznać ich" - mówi pani Grażyna.
Do wtorku wolontariusze byli pod opieką ukraińskich lekarzy. "Czekaliśmy 10-20 minut. Nie dało się otrzymać pomocy. W końcu zdecydowałem, żeby nasze auto wypakować i wziąć ich do naszego. Dwa koła były rozbite, ale chciałem jechać do szpitala. Jak wpakowaliśmy ich do auta, zjawił się ambulans" - dodaje pan Kamil.
Pani Grażyna w Ukrainie pracowała 4 miesiące, pan Kamil od marca ubiegłego roku. "Z początku zobaczyliśmy punkt w Krakowie i pomagaliśmy uchodźcom z niepełnosprawnościami. Jednak statystycznie nam się to nie zgadzało. Było ich za mało. Wywnioskowaliśmy, że oni są tam" - podkreśla pan Kamil.
Na ten moment to koniec misji wolontariuszy "Kliki" w Ukrainie. "Pomoc jednak nadal jest potrzebna. Kamil z Grażyną pojechali tam nie po to, żeby szukać guza. Pojechali, żeby ludzie tam mieli malutką namiastkę świąt" - mówi prezes stowarzyszenia Grzegorz Sotoła.
Klika w Krakowie prowadzi dla uchodźców bezpłatną wypożyczalnię sprzętu medycznego, nadal zbiera także środki, które przekazuje polskim księżom pracującym w Ukrainie.
O działaniach wolontariuszy dla Ukrainy, a także o tym, co wydarzyło się 6 stycznia w Bachmucie można więcej przeczytać na profilu facebookowym stowarzyszenia "Klika w Charkowie".