Zabieg, jak podkreślają chirurdzy, był małoinwazyjny, a polegał na wszczepieniu gwoździa do kości udowej, w którym znajduje się specjalny generator sterowany elektromagnetycznie. Gwoźdź samoistnie wydłuża się i stopniowo wydłuża też kość o 5, 6, a nawet 7 cm.
14-latek, który cierpi na karłowatość, jest po pierwszej operacji, ale czekają go kolejne - drugiej kości udowej, a później kości piszczelowych, w które również będzie miał wszczepiane gwoździe.
Chirurdzy z „Żeromskiego” jako pierwsi w Krakowie zaczęli stosować tę metodę, która staje się coraz powszechniejsza na świecie. Wcześniej osoby cierpiące na karłowatość były zdane na skomplikowaną, inwazyjną operację. Polegała na wszczepianiu choremu aparatu dystrakcyjnego do zewnętrznego wydłużania kości. Przez skórę trzeba było wprowadzać implanty, czemu towarzyszyły liczne powikłania i infekcje.
14-latek w piątek wraca do domu. Przez najbliższe miesiące nie będzie mógł obciążać zoperowanych nóg.