Tata Miś - wielki niedźwiedź, którego pojawienie się na scenie wywołało zachwyt i dobrze słyszalne, przetaczające się przez salę Teatru Groteska: “woooooow”, “oooooooo” i “jejjjjjju”, to profesjonalnie działający vloger kulinarny.
Formuła spektaklu oraz scenografia podrzucają nam jednak skojarzenia z popularnymi amerykańskimi TV shows, w których publiczność zgromadzona w studiu jest nie tylko częścią programu, ale też obserwatorem, aktywnym uczestnikiem - nawet jeśli animowanym przez wyświetlane na prompterach wskazane reakcje.
Rejestrowany przez pluszową kamerę z ukrytym w środku, jak najbardziej działającym i prawdziwym, sprzętem video, Tata Miś doskonale czuje się w roli hosta kanału. Raz napędza reakcje obecnych na widowni, raz spogląda wprost w kamerę, licząc na zdobycie kolejnych kciuków (choć sam zdaje się mieć z trzymaniem kciuków spory problem). Z werwą zaprasza do swojej kuchni i podsyca apetyt obietnicą przygotowania wyśmienitej jajecznicy z pięciu jaj!
Podglądamy zresztą obraz z kamery na ekranach umieszczonych po dwóch stronach sceny. Nieco mniej zainteresowany zdobywaniem lajków jest syn kucharza - Miś Tymoteusz (znakomita Zuzanna Romańska) - który decyduje się na udział w programie po chwili namawiania oraz mierzenia się ze wstydem. Przecież nie każdy musi być gwiazdą, prawda?
Wśród rozgardiaszu panującego na planie, w rytmie muzyki stworzonej przez krakowski duet braci Sarapatów (absolutnie fenomenalna ścieżka dźwiękowa!), wśród mnogości lalek okazuje się, że akcję trzeba przerwać. Tata Miś ma tylko cztery jajka! A to oznacza, że przepis na “jajecznicę z pięciu jaj” jest nie do zrobienia. Wykazując wiarę w możliwości swojego syna, który może i ma 6 lat, ale wygląda na 8, wysyła dziecko do sklepu po jedno jajko.
Sprawa jest pilna, a od powodzenia misji zależy sukces kolejnego odcinka. Czy Tymek okaże się na tyle dzielny, że podoła?