Edytuj
share
Niepewna przyszłość 117 podopiecznych ZOL przy szpitalu Narutowicza. Czy spór o czynsz może uderzyć w najsłabszych?
Dyrekcja szpitala miejskiego im. Gabriela Narutowicza w Krakowie wypowiedziała umowę najmu dwóch budynków o powierzchni około 3 tysięcy metrów kwadratowych firmie Bona-Med, która prowadzi w nich Zakład Opiekuńczo-Leczniczy. Chodzi o budynki przy ulicy ks. Kazimierza Siemaszki 17CE. 117 podopiecznych placówki do 5 maja tego roku będzie musiało się "wyprowadzić". To często osoby wymagające stałej opieki medycznej, starsze, samotne. Powód? Podwyżka czynszu. Dyrekcja szpitala Narutowicza zażądała czterokrotnie więcej za metr kwadratowy powierzchni użytkowej - z 12 złotych na 45. Jak twierdzi firma prowadząca ZOL, nie stać ich na to. Dyrektorka szpitala nie wyklucza negocjacji: "Jesteśmy gotowi na spotkania nawet jeszcze w tym momencie".
ZOL przy ulicy Siemaszki. / fot: za uprzejmością firmy Bona-Med
„Nie stać nas na tak wysoki czynsz”
W tej chwili czynsz, jaki firma prowadząca Zakład Opiekuńczo-Leczniczy płaci Szpitalowi Narutowicza, wynosi 12 złotych za metr kwadratowy. Powierzchnia najmowanych budynków to 2800 metrów kwadratowych. Dyrekcja szpitala zażądała podwyżki do 45 złotych za metr kwadratowy powierzchni użytkowej oraz 10 złotych za metr kwadratowy terenu wokół budynku.
Szpital Narutowicza wręczył wypowiedzenie dyrektor ZOL-u w październiku ubiegłego roku, z sześciomiesięcznym okresem wypowiedzenia od dnia otrzymania dokumentu. Dyrektor ZOL-u otrzymała dokument na początku listopada.
Nowa dyrekcja postanowiła w ramach uzdrowienia finansów szpitala podnieść ten czynsz. Prowadząca ten ZOL pani dyrektor twierdzi, że powyżej 100% podwyżki, czyli około 25 zł, nie jest w stanie finansowo już utrzymać
– mówi zastępca prezydenta Krakowa Stanisław Kracik.
Dyrektor Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego Lidia Loch-Bakońska komentuje, że nie stać jej na tak wysokie opłaty.
Nie stać nas, ponieważ mamy bardzo ograniczony budżet. Z jednej strony płaci nam NFZ, a z drugiej pacjenci przekazują jedynie 70% swoich niskich emerytur. Te 70% emerytury to kwota, która powinna pokrywać zakwaterowanie i wyżywienie. To, co płaci Narodowy Fundusz, w 100% pokrywa koszty medyczne, leki, pampersy, środki opatrunkowe oraz personel medyczny, czyli lekarzy, pielęgniarki, opiekunów medycznych, fizjoterapeutów i psychologów. Kwoty te są bardzo niskie i nie mamy z czego dopłacać
– podkreśla.
ZOL przy ulicy Siemaszki. / fot: za uprzejmością firmy Bona-Med
Rodziny podopiecznych w strachu. 117 osób do "eksmisji"
Co dalej z podopiecznymi placówki? To osoby po ciężkich chorobach, często niezdolne do samodzielnego funkcjonowania i wymagające ciągłej opieki, samotne, chore, starsze. Jak informują Radio Kraków rodziny podopiecznych, informacja o wypowiedzeniu umowy najmu budynku była dla nich szokiem.
Ponad 80-letnia mieszkanka Krakowa pani Barbara ma męża, który jest pod opieką ZOL-u. Pół roku temu zachorował na sepsę w drogach moczowych.
On jest już osobą leżącą, wymagającą pielęgnacji, niewstającą samodzielnie, niezałatwiającą swoich potrzeb fizjologicznych. Trzeba go również karmić. Nie wyobrażam sobie, żebym znalazła inne miejsce dla opieki nad nim. Sama nie byłabym w stanie, ponieważ obydwoje mamy 80+
- mówi pani Barbara.
Pani Barbara w przeszłości próbowała sama zająć się mężem, ale było to dla niej za trudne. Największym problemem okazały się zastrzyki i mierzenie ciśnienia. Seniorka nie była też w stanie wykonywać z mężem ćwiczeń, rehabilitacji.
-Sprowadziłam nawet łóżko szpitalne, opiekunkę na cztery godziny dziennie, bo na tyle mnie było stać. Okazało się jednak, że nie spełniałam tych obowiązków leczniczych. Mąż znów dostał wysokiej gorączki, migotania przedsionków i musiałam wezwać pogotowie. Zabrano go do szpitala. Nie podołałam, mimo że chciałam, żeby przebywał w domu
- podkreśla.
Dziennikarze Radia Kraków rozmawiali również z innym mieszkańcem Krakowa, który w ZOL-u ma bardzo bliską osobę. Chciał jednak zostać anonimowy. Jak mówi, ogarnął go blady strach w momencie, gdy dowiedział się o wypowiedzeniu.
Jest to rzecz niebywała, żeby tak po prostu postąpić z ludźmi chorymi, ludźmi, którzy są u kresu swojego życia. Wyrzucić ich na ulicę, pod most, a może od razu żywcem do krematorium, żeby po prostu szpital Narutowicza nie miał problemów.
Mężczyzna nazywa ZOL-e instytucjami o wyższej użyteczności społecznej. Dodaje, że on i jego rodzina nie są w stanie na własną rękę opiekować się członkiem rodziny, który jest w ZOL-u. To osoba, która wymaga opieki non-stop, a członkowie rodziny przecież pracują "bo z czegoś trzeba się utrzymać". Nie mówiąc już o rehabilitacji i gimnastyce, czym zajmują się eksperci, a nie niewykwalifikowani członkowie rodzin.
Rodziny podopiecznych apelują do władz miasta, województwa i wojewody o interwencję w ich sprawie. Nikt z nich nie wyobraża sobie, że ZOL przestanie istnieć. Chcą, aby decyzja dyrekcji szpitala Narutowicza o podwyżce czynszu została cofnięta.
-Oczekiwania mam takie, że w końcu wszyscy rządzący w tym mieście przejrzą na oczy i pomogą ZOL-owi uporać się z panią dyrektor szpitala, która wymyśliła sobie takie podwyżki. Przecież jeżeli ten zakład padnie, ci wszyscy pensjonariusze, że tak powiem, wylądują na plecach prezydenta miasta, wojewody, a być może nawet i marszałka województwa małopolskiego. Więc te organy powinny się tym zająć i ten problem rozwiązać, oczywiście na korzyść ZOL-u
- słyszymy.
Nie ma miejsca, do którego pacjenci mogliby zostać przeniesieni. Sprawę komplikuje też umowa z NFZ
Jak się okazuje, nie ma alternatywnego miejsca, do którego pacjenci mogliby zostać przeniesieni. Po pierwsze, nie ma takiego budynku. Po drugie, przeniesienie niektórych osób mogłoby zagrozić ich zdrowiu i życiu.
Żaden z moich lekarzy nie podjąłby takiej decyzji, że pacjentów przenosimy do innego miejsca, bo mogłoby to się tragicznie skończyć
- mówi dyrektor ZOLu Lidia Loch-Bakońska
Sprawę komplikuje również umowa między ZOL-em a Narodowym Funduszem Zdrowia, która obowiązuje do 31 grudnia 2027 roku. Dyrektor ZOL chciała przenieść część pacjentów do komercyjnej placówki, którą również prowadzi. Jak mówi wiceprezydent Krakowa Stanisław Kracik, to jednak niemożliwe.
Ten kontrakt jest zawarty na to konkretne miejsce i te dwa obiekty, które ZOL zajmuje. Nie ma takiej możliwości, żeby to świadczenie usług medycznych mogło się odbywać w innym miejscu niż to, które zostało do takiego kontraktu dopuszczone
- podkreśla.
ZOL przy ulicy Siemaszki. / fot: za uprzejmością firmy Bona-Med
"Nie wyprowadzę się z budynku" - zapewnia dyrektor ZOL-u
Dyrektor Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego Loch-Bakońska zapewnia, że nie wyprowadzi się z budynku. Zwraca uwagę na swoich pacjentów i pracowników. Zapewnia, że jest gotowa płacić "karny czynsz", czyli 25 złotych za metr kwadratowy miesięcznie. Wskazuje, że takich miejsc jak jej ZOL będzie musiało być więcej, ze względu na starzejące się społeczeństwo.
Dyrektor Loch-Bakońska informuje Radio Kraków, że odbyła rozmowy z zastępcą prezydenta Krakowa Stanisławem Kracikiem, dyrekcją szpitala Narutowicza, a także zwróciła się o pomoc do prezydenta Krakowa Aleksandra Miszalskiego. Jak mówi, liczy na konsensus.
"Rozważamy możliwość dopłacania szpitalowi różnicy. Warunkiem - wgląd do dokumentów i finansów"
Zastępca prezydenta Krakowa Stanisław Kracik mówi, że zarówno on, jak i prezydent Aleksander Miszalski nie zgadzają się na to, aby podopieczni ZOL-u opuścili budynek i zostali bez opieki. Magistrat rozważa dwa warianty. Pierwszy - miasto będzie dopłacać szpitalowi różnicę za czynsz w wysokości 15 tysięcy złotych. Jak jednak zapowiada Kracik, jest warunek.
Wydaje się, że jesteśmy na to gotowi, ale z wszystkimi konsekwencjami. Chodzi o kontrolę wszystkich funduszy w szpitalu, nie tylko tych 15 tysięcy. Jak mamy dopłacać, musimy mieć głębszy wgląd w to, jak są kształtowane wynagrodzenia, premie i tak dalej.
Drugie rozwiązanie wynikające z ustawy, które przedstawił Stanisław Kracik, polega na tym, że ZOL może po prostu nie opuścić budynku szpitala. Firma będzie musiała jednak płacić karę w wysokości stu procent aktualnego czynszu.
To by akurat wyszło 25 zł, czyli tyle, ile ZOL chce płacić
- mówi Kracik.
ZOL przy ulicy Siemaszki. / fot: za uprzejmością firmy Bona-Med
Radni interweniują
Miejska radna Edyta Nowak z Koalicji Obywatelskiej informuje Radio Kraków, że przygotowała projekt uchwały do Rady Miasta Krakowa, aby budynki miejskie wchodzące w skład szpitala i których administratorem jest w tym momencie dyrekcja szpitala, przeszły pod zarząd Zarządu Budynków Komunalnych.
Wtedy umowa będzie mogła być podpisana z Zarządem Budynków Komunalnych. Szpital nie będzie miał wtedy żadnego prawa do tych nieruchomości.
Wtedy stawki za czynsz dyktowałby ZBK, a nie szpital. Uchwała, według zapowiedzi radnej, ma być omawiana na najbliższej sesji rady miasta.
Radny Prawa i Sprawiedliwości Michał Ciechowski mówi, że wszyscy radni z Komisji Zdrowia otrzymali pismo od dyrektor ZOL-u z prośbą o pomoc i podjęcie interwencji w jej sprawie. Ciechowski twierdzi, że podwyżki za czynsz są potrzebne, ale "trzeba to robić z głową". Jego zdaniem obecne stawki należałoby utrzymać do końca tego roku i podwyżkę wprowadzić z początkiem 2026 roku. Zaznacza, że w całej tej sytuacji nie wolno zapomnieć o pacjentach.
Stanowisko dyrekcji Szpitala Narutowicza
Budynki wchodzące w skład szpitala Narutowicza należą do miasta, ale administratorem jest dyrekcja szpitala, więc to ona może ustalać stawki za czynsz dla najemców.
Dyrektor szpitala Narutowicza Mariola Marchewka w rozmowie z Radiem Kraków potwierdza, że szpital wręczył wypowiedzenia. Wyjaśnia, że od 2008 roku czynsz dla ZOL-u był podnoszony tylko o poziom inflacji. Dyrektor Marchewka informuje nas, że rozmowy na temat podwyżki czynszu trwają od sierpnia 2024 roku. Wskazuje, że chciała się porozumieć z dyrektor ZOL-u w sprawie podwyżek i negocjować stawki, ale to się nie udało i stanęło na 45 złotych za metr.
Powodem podwyżki ma być fakt, że czynsz płacony przez ZOL jest znacznie niższy niż możliwy do pozyskania na rynku, a także zła sytuacja finansowa szpitala:
Z jeden strony ma to związek z trudną sytuacją, a z drugiej strony nie można tolerować tego, że firmy płaca zaniżone stawki w stosunku do stawek, które na danym terenie obowiązują.
Dyrektor twierdzi też, że rozmawiała z wszystkimi firmami wynajmującymi przestrzenie administrowane przez szpital o podwyżce czynszu. Dodaje, że jest wciąż gotowa na rozmowy z dyrektor Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w sprawie czynszu i dalszej współpracy. Jest szansa na negocjację stawki za czynsz.
Jesteśmy gotowi na spotkania nawet jeszcze w tym momencie.
Takie spotkanie miało odbyć się dziś, ale nie doszło do skutku, ponieważ dyrektor ZOL nie stawiła się na nim.
Dyrekcja szpitala potwierdza - zgodnie z umową ZOL musi opuścić budynki do 5 maja. Jeśli się to nie stanie - dyrekcja szpitala skieruje sprawę do sądu.