Mieszkańcy przywołują opinię biegłego, który przyznaje im rację.
- Miasto nie reaguje na taki stan rzeczy. Pijany tłum imprezuje, krzyczy i nie liczy się z nikim. Kilka dni temu nie spałem całą noc, dzwoniłem na służby, prosiłem o interwencję. Służby przyjechały. Najpierw straż miejska, żeby powiedzieć, że ona nic nie może. Patrol policji był o 4 rano, jak się nieco uspokoiło i zasnąłem. Policjanci powiedzieli, że oni porozmawiają - podkreśla Rydygier.
Mieszkańcy domagają się wyposażenia strażników miejskich w urządzenia, które mierzą hałas, i powołania tak zwanego burmistrza nocnego. Ten ostatni miałby zadbać o porządek w centrum.
- Nie możemy postawić patrolu na każdej ulicy. W ubiegłym roku od lutego do końca listopada mieliśmy prawie 6800 interwencji w ścisłym centrum miasta. Dotyczyło to głównie szeroko rozumianego zakłócania spokoju i porządku publicznego. W tym jest też spożywanie alkoholu, niszczenie mienia. Ponad 4500 mandatów karnych wystawiliśmy - mówi Marek Anioł, rzecznik krakowskiej straży miejskiej.
Jeśli miasto przegra proces z mieszkańcami, będzie musiało płacić pół tysiąca złotych za każdy dzień przekraczania norm hałasu. W najbliższych tygodniach z protestującymi przeciw hałasowi krakowianami spotkają się radni miasta.