Zapis rozmowy Jacka Bańki z wiceprezydent Krakowa, Magdaleną Sroką.

Według pani o organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Krakowie nie powinno zdecydować jednak referendum?

- Według mnie nie. Mamy demokrację bezpośrednią i wiadomo kiedy robimy referendum. Nie było tego w przypadku Euro czy mistrzostwa świata w siatkówce. Nie ma celowości robienia referendum w sprawie ZIO.

To jak ocenia pani taką inicjatywę jak Polski Razem Jarosława Gowina? To inicjatywa tylko o charakterze politycznym?

- Zdecydowanie tak. Pamiętajmy, że wyniki badań opinii publicznej od wyników referendum różnią się średnio trzema punktami procentowymi. Jeśli 68% krakowian popiera ideę organizacji ZIO, to nawet jakby to miały być trzy punkty na niekorzyść, to dalej jest to zdecydowania większość. To dyskusja o niczym. Chcemy prowadzić sensowny dialog, chcemy spotkań. Pokażemy jak wygląda ten wniosek. Jesteśmy jednak w rygorze procedur MKOl. Nie możemy od niej odstępować. Robiąc referendum w Krakowie narażalibyśmy się na konieczność zrobienia referendum ogólnopolskiego. To kosztuje około 80 milionów złotych. Niepotrzebne ryzykowanie, że mając wyniki referendum w Krakowie, nie będziemy mogli się dłużej posługiwać badaniami i MKOl będzie od nas wymagał referendum ogólnopolskiego, na które nie mamy pieniędzy, jest zbyt ryzykowną grą.

Jak więc zapanować nad tym szumem informacyjnym choćby o kosztach ZIO? Informacji jest bardzo wiele, a są one bardzo rożne.

- Źródło informacji jest jedno, to miasto Kraków. My jesteśmy koordynatorem wraz z komitetem Kraków 2022. Zrealizowaliśmy jedno spotkanie z mediami. Wtedy przedstawiliśmy, jak będzie wyglądała prezentacja. Do 15 marca mamy złożyć pierwszy wniosek, to jest koncepcję organizacji. Od marca do maja lub czerwca będziemy prowadzić debaty. Sam wniosek aplikacyjny będzie wystawiony i w dzielnicach odbędą się spotkania. Uwagi będzie można wysyłać do urzędu. Potem poczekamy na decyzję do MKOl, czy przechodzimy do drugiej fazy. Jak przejdziemy i zostaniemy miastem – kandydatem, to na tym etapie spływające uwagi będą włączane lub odsyłane do osób nadsyłających. Każdy zostanie poinformowany i na stronie internetowej będzie można zobaczyć, co zostało włączone do wniosku. To proces roczny. Komunikację zaczniemy od marca. Teraz możemy mówić o zarysie koncepcji. Wszystko, co mówią ludzie, którzy nie pracują nad wnioskiem, można włożyć między bajki. Rozmawiać należy z właściwym źródłem.

Nie myśli pani, że tak czy inaczej władze miasta staną przed niezręczną sytuacją? Jarosławowi Gowinowi pewnie uda się zebrać 4 tysiące podpisów i na sesję trafi wniosek o referendum. Zlekceważenie takiego wniosku nie będzie mile widziane.

- 4 tysiące jeśli inicjatywę robi partia polityczna. Nie mamy nic przeciwko referendum. To milion złotych. Jeśli jakaś organizacja zbierze głosy, to referendum przeprowadzimy. I tak nie będziemy się nim mogli posługiwać w korespondencji z MKOl. Co do wyniku referendum, to jesteśmy spokojni. Jest tylko kwestia frekwencji, żeby to referendum miało jakąkolwiek moc prawną. Mamy demokrację bezpośrednią. Wybieramy przedstawicieli i oni decydują. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby mieszkańcy musieli się wybierać się na imprezę dodatkową. Jeśli referendum nie będzie sprzężone z wyborami ogólnokrajowymi to frekwencja będzie mała. Jesteśmy w państwie prawa, jego przestrzegamy i jeśli będziemy do tego zobligowani, to to zrobimy.

Pani nie przeraża ta narastająca wrzawa wokół ZIO? Te wszystkie głosy na nie?

- Mnie się wydaje, że trzeba sobie postawić pytanie, jak my widzimy Kraków i jego perspektywy. Jak popatrzymy na budżet konkursowy, gdzie udział Krakowa to 6 milionów złotych, które wydajemy na promocję i inwestycje, to jasne jest, że Kraków zyskuje na tym, że różni partnerzy budują wizerunek miasta. Podobnie jest w przypadku Igrzysk. Małopolska oczekuje wyraźnego zwiększenia środków z Unii w nowej perspektywie finansowej. Wydatki w Małopolsce na głowę mieszkańca w perspektywie poprzedniej to było około 150 złotych, w Warszawie to było prawie 500 złotych. Chcemy być traktowani na podobnej zasadzie. Chcemy, żeby dyskusja na temat inwestycji w Krakowie była przez rząd traktowana poważnie. Fakt wspólnego starania się o ZIO stawia nas na równym poziomie ze stroną rządową. To pewnego rodzaju bitwa o to, jak sami się chcemy postrzegać. Jak się zamkniemy i będziemy mówili, jak wydawać na podstawowe bytowe rzeczy, to zamrzemy. Miasto rozwija się przez inwestycje i ruch.

Czy w tym roku wyborczym sprawa zamieszania wokół ZIO i na przykład echa po imprezie sylwestrowej na Rynku nie odbiją się na wyborach?

- Zawsze to są argumenty wyborcze. Każdy, kto widział sylwestra w Krakowie, wie, że imprezę rozrywkową udało się podnieść do rangi wydarzenia artystycznego. To była całościowa produkcja, fenomenalnie zrealizowana i niezwykle estetyczna. Każdy to widział. Byłam na tej imprezie i nie potrzebuję słuchać komentarzy negatywnych. To hejterstwo mamy od lat wpisane w funkcjonowanie publiczne. W Krakowie to ważne, bo tutaj rządzący miastem są niezależni, co ze strony każdej partii jest widziane negatywnie. Te działania zawsze będą atakowane. Łatwo jest atakować samorząd, łatwo jest kopać leżącego. Musimy się na to nastawić i to nam nie przeszkadza. Krakowianie potrafią wyciągać wnioski i mimo zapowiadanej porażki osoby rządzącej, prezydent wygrywał kolejne wybory. My pracujemy merytorycznie. Mamy budować wizerunek Krakowa także na zewnątrz. Głosy krytyki i deprecjonowanie rzeczy wartościowych tylko psują wizerunek Krakowa. Każdy powinien zadać sobie pytanie, po co to robi. Jeśli dla własnej korzyści, to niestety wydaje mi się, że nie działa na korzyść miasta.

Z tego, co pani mówi, jasno wynika, że prezydent Majchrowski powinien wystartować po raz kolejny i wygrać.

- Ja bym się o to modliła na miejscu wielu osób w Krakowie. Nie wiem, jak będzie decyzja, ale będę mu kibicowała.