Panie doktorze, jak pan ocenia temperaturę relacji Łukasza Gibały i Aleksandra Miszalskiego?
Ta temperatura jest rosnąca, możemy powiedzieć, że nawet staje się gorąca. Aczkolwiek nie mamy tutaj do czynienia z wykwitem pozytywnych uczuć, tylko obserwujemy obecnie w Krakowie zwrot w kierunku kampanii bardziej negatywnej. Pierwsza tura wyborów mogła zostać oceniona jako nudna, pomijam oczywiście to, co stało się na finiszu, tę dosyć już słynną kampanię, powiedzmy pseudoreklamową wymierzoną w Łukasza Gibałę, jednak te tygodnie przed tym wydarzeniem należało ocenić jako spokojne. Natomiast obecnie temperatura sporu rośnie, aczkolwiek to nie powinno budzić żadnego zaskoczenia, ponieważ gra toczy się o wysoką stawkę. Mówimy tutaj o fotelu prezydenta Krakowa, miasta o randze jednego z najważniejszych ośrodków. Bycie prezydentem miasta Krakowa to jest realna władza i także realnie pieniądze. Mamy tutaj bój nie o przysłowiową pietruszkę, ale faktycznie o coś bardzo istotnego. Bój także prestiżowy, zwłaszcza dla Platformy Obywatelskiej.
Powiedział pan o tym, że to jest zwrot w kierunku kampanii negatywnej. A czy kampania negatywna jest tym samym co brudna kampania?
To oczywiście jest kwestia semantyczna. Musimy tutaj odwołać się do pojęcia "czarnego PR-u" czy też "czarnej propagandy". To istnieje również w życiu politycznym, kiedy mamy do czynienia z pewnymi insynuacjami, niedopowiedzeniami, oskarżeniami przeciwnika bazującymi bardziej na pomówieniach niż na realnych dowodach. To po prostu jest niestety elementem polskiego życia politycznego zarówno na szczeblu centralnym, co widzimy praktycznie co dzień, jak też i na szczeblu lokalnym, co widzimy najczęściej przy okazji wyborów przy okazji wyborów samorządowych. Możemy nad tym ubolewać, ale takie sytuacje stały się nieodłącznym elementem życia politycznego w naszym kraju Kraków tutaj nie stanowi wyjątku od reguły.
Czy chce pan powiedzieć w takim razie, że to wpisało się w naszą kulturę polityczną?
Można powiedzieć, że tak, ale jeżeli popatrzymy na kampanię wyborcze toczące się w demokracjach, to one mają w dużej mierze charakter często emocjonalny. Pojawiają się te negatywne emocje, one są bardzo często rozkręcane przez media społecznościowe: nagle jeden tweet wywołuje gigantyczne emocje. Ludzie, którzy kryją się za różnego rodzaju avatarami tylko tam podkręcają emocje. Ten element kampanii u nas zagościł. Niektóre sztaby wyborcze liczą, że poprzez dyskredytowanie kandydatów, poprzez kampanię negatywną osiągną swój sukces. Pytanie jak odbierze to elektorat. Może się okazać, że to nie będzie się opłacało nikomu, ponieważ wyborcy mogą dojść do wniosku, że są zmęczeni tą retoryką.