Jak ustaliła PAP, wyrok liczy blisko 1,7 tys. stron, z czego blisko 800 stron dotyczy samych zarzutów, dotyczących głównie przetłumaczonych dokumentów. Sąd przystąpił w czwartek do ogłaszania wyroku, z którego wynikało, że uznał winę wszystkich oskarżonych co do większości zarzutów. Kary łączne oraz to, czy w przypadku niektórych oskarżonych kary będą wymierzone w zawieszeniu, będzie można poznać pod koniec ogłaszania wyroku. Prawdopodobnie nastąpi to w piątek. Wtedy sąd poda również uzasadnienie wyroku.
Głównymi oskarżonymi są Jan S. i jego matka Ewa S., którym zarzucono założenie i kierowanie grupą przestępczą oraz przestępstwa przeciwko wiarygodności dokumentów i karno-skarbowe. Dodatkowo Jana S. oskarżono także o posiadanie dwóch filmów pornograficznych z udziałem dzieci oraz 19 filmów zawierających treści pornograficzne związane z prezentowaniem przemocy, które rozpowszechniał. W śledztwie Jan S. nie przyznał się do zarzuconych mu przestępstw i odmówił złożenia wyjaśnień.
Śledztwo wszczęto po zawiadomieniu prokuratury w sierpniu 2007 r. przez Urząd Kontroli Skarbowej w Krakowie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa fałszowania dokumentów oraz poświadczania nieprawdy w dokumentach wydawanych przez przysięgłego tłumacza języka niemieckiego Ewę S., prowadzącą biuro tłumaczeń "Symultanka" w Krakowie.
Według prokuratury grupa działała od kwietnia 2005 do czerwca 2008 roku. Założyli ją i kierowali nią Jan S. i Ewa S., a Michał G. i Paweł M. im w tym pomagali.
Jak ustaliła prokuratura, tłumacz przysięgły języka niemieckiego Ewa S. od 1998 r. prowadziła biuro tłumaczeń "Symultanka". W okresie od 2005 r. do czerwca 2008 r. biuro zajmowało się głównie wykonywaniem tłumaczeń z języka niemieckiego na polski dokumentów rejestracyjnych samochodów sprowadzanych z zagranicy.
Dla biura pracowały osoby, które nie były tłumaczami, tzw. pisacze. Tłumaczenia wykonywano na podstawie kopii - faksu lub skanu, a nie oryginalnych dokumentów, jak tego wymaga prawo. Były one potem drukowane na kartkach in blanco zawierających pieczęcie tłumacza przysięgłego i podrobione podpisy tłumacza. Praca odbywała się na zmiany w dni i noce. Najwięcej tłumaczeń było z języka niemieckiego, włoskiego, a potem z angielskiego, niderlandzkiego i francuskiego.
Od 2007 nastąpił największy rozwój działalności biura, jego oddziały powstały w 35 miastach w Polsce, m.in. w Krakowie, w Nowym Targu, Andrychowie, Tarnowie, Gliwicach, Wrocławiu, Rzeszowie, Łodzi, Wałbrzychu, Bydgoszczy, Gdańsku, Warszawie, Opolu, Kielcach, Bielsku Białej, Lublinie, Białymstoku, Toruniu, Zielonej Górze.
Oddziały te były tworzone w bezpośrednim sąsiedztwie lub w tych samych budynkach, gdzie miały siedziby Urzędy Celne, co zapewniało stały dopływ klientów. Biuro pobierało opłaty za całość dokumentów składających się na komplet danego tłumaczenia, oferowało także jednodniowe terminy, było więc konkurencyjne na rynku.
Proces w tej sprawie trwał trzy lata, początkowo oskarżonych było 50 osób. W toku postępowania 11 z nich dobrowolnie poddało się karze. W dwóch innych procesach zapadły wyroki skazujące na kolejnych 16 osób.
Jak podawały media, oskarżony w tym procesie Jan S. to właściciel sieci klubów typu go-go, których klienci skarżyli się na oszustwa. Po wszczęciu postępowań w kilku prokuraturach w Polsce kluby zmieniły nazwę. Krakowska prokuratura nadal prowadzi śledztwo w sprawie wyłudzenia pieniędzy w dwóch takich krakowskich klubach od 22 klientów w latach 2013-2016. W postępowaniu tym nikomu nie postawiono zarzutów.
(PAP/ko)