20-latek był w szpitalu 98 dni. Trafił tam po tym, jak w jego mieszkaniu wybuchł gaz. Jedyne niepoparzone części jego ciała to fragment głowy i pośladka. Lekarze najpierw musieli operacyjnie usunąć martwe tkanki skóry aż do powięzi męśniowej. Za pomocą innowacyjnego sprzętu, udało się pobrać fragmenty skóry głowy i pokryć nią obie ręce.
"Pacjent trafił do nas w stanie skrajnie ciężkim, nieprzytomny z oparzeniem 95 proc. powierzchni ciała i poparzeniem dróg oddechowych. Większość jego ciała była oparzona głęboko" - mówiła w piątek dr hab. Anna Chrapusta, kierownik Małopolskiego Centrum Oparzeniowo-Plastycznego.
Aby ratować życie mężczyzny wykorzystano eksperymentalną metodę. Pozostałą potrzebną część skóry wyhodowano w laboratorium. Na to naukowcy potrzebowali około dwóch tygodni. Kolejne partie tych wyhodowanych komórek wykładano na ciało pacjenta. Łącznie wykonano na bloku operacyjnym 20 zabiegów.
Komórki naskórka – keratynocyty - zostały wyhodowane z komórek własnych pacjenta w Banku Komórek działającym w ramach Zakładu Biologii Komórki na Wydziale Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii UJ. "To jest eksperyment leczniczy, który możemy realizować dzięki temu, że Ministerstwo Zdrowia dofinansowuje te eksperymenty. To nowa generacja leków" - mówiła biotechnolog kierownik Banku Komórek dr hab. Justyna Drukała. "Hodujemy żywe komórki pobrane od pacjenta, namnażamy je w warunkach laboratoryjnych i przeszczepiamy je z powrotem pacjentowi, by pokryć ranę. Te komórki uzupełniają klasyczną chirurgię i klasyczne przeszczepy skóry. Ratują życie" – podkreśliła.
Koordynator anestezjologii Małopolskiego Centrum Oparzeniowo-Plastycznego dr Roman Wach mówił, że u pacjentów w tak ciężkim stanie wyzwaniem jest zapobieganie zakażeniom. "Walczyliśmy dzień w dzień. Pacjent z takim oparzeniem – tak jak pacjent hematologiczny - praktycznie nie ma odporności własnej. Uszkodzenia dotyczą całego organizmu, który nie jest w stanie się sam bronić. Staramy się pomóc, jak możemy. Tu akurat udało się" - mówił dr Wach. "Coraz częściej odstępujemy od standardowych kanonów leczenia oparzeń, podchodzimy do pacjenta indywidualnie, co może dać większą niż dotychczas szansę na sukces, zwłaszcza w tych ciężkich przypadkach" – podkreślił.
Dziś pacjent czuje się dobrze. Jednak będzie jeszcze potrzebował około dwuletniej rehabilitacji.
Przy okazji leczenia 20-latka szpital zakupił warte kilkadziesiąt tysięcy złotych specjalistyczne urządzenie do siatkowania przeszczepów, które będzie służyć także innym pacjentom. Przy Szpitalu im. Rydygiera powstaje nowy budynek Centrum Oparzeniowo-Plastycznego. Ma być otwarty w 2019 r.