Zabieg przeszła 37-letnia pani Urszula, która wcześniej borykała się z zatrzymaniem moczu. "Moje życie wróci do równowagi. Przed zabiegiem musiałam cewnikować się nawet siedem razy dziennie. Było to bardzo uciążliwe. Podczas diagnostyki w szpitalu usłyszałam od lekarzy, że najlepszym rozwiązaniem byłaby dla mnie neuromodulacja krzyżowa" – mówiła PAP pacjentka.
"Nie odczuwam, że wszczepiono mi cokolwiek. Rezultaty są świetne. Czytałam o takich zabiegach przeprowadzanych za granicą i nawet o tym nie marzyłam. Jestem bardzo wdzięczna lekarzom. To jak los wygrany w totolotka" – powiedziała pani Urszula.
Zabieg neuromodulacji krzyżowej polega na wszczepieniu elektrody w okolice korzeni nerwowych odcinka krzyżowego rdzenia kręgowego wraz ze stymulatorem – wielkości pilota do samochodu - modulującego nerwy, które wysyłają sygnał do pęcherza moczowego do prawidłowego działania. Dzięki temu pacjenci, którzy oddawali mocz zbyt często, robią to rzadziej, a cierpiący na zatrzymanie – robią to częściej i w większych ilościach.
Jak zapewniają lekarze, jest to minimalnie inwazyjna, bezpieczna i skuteczna metoda leczenia schorzeń dolnych dróg moczowych: nietrzymania lub zatrzymania moczu.
"Zabieg można uznać za pionierski w leczeniu chorych z dysfunkcją neurogenną dolnych dróg moczowych. To otwarcie nowych drzwi w poprawie jakości życia dla wielu chorych, u których leczenie farmakologiczne jest nieskuteczne lub których leczenie farmakologiczne jest zbyt drogie. Bardzo istotna jest poprawa jakości życia w długoterminowej obserwacji wobec ryzyka działań niepożądanych leków" – podkreślił kierownik Kliniki Urologii w Szpitalu Uniwersyteckim CM UJ prof. dr hab. n. med. Piotr Chłosta.