Rondko szybko zostało ochrzczone mianem "naleśnikowego". Urzędnicy z ZIKiT-u chcieli w ten sposób usprawnić ruch, bo na skrzyżowaniu ulic Na Błonie i Zarzecze w godzinach szczytu tworzyły się korki. Po siedmiu miesiącach testów zdania są skrajnie podzielone.

"Nie wiem, po co to zrobiono. Nie jestem przeciwny rondom, ale to jest zwyczajnie za małe. Nie wiadomo, kto na tym rondzie już jest, a kto dopiero wjeżdża. Stąd dochodzi do zamieszania, zatrzymań w ruchu i łatwo o kolizję. Bo dwa samochody nie wiedzą, czy są już na rondzie, czy jeszcze na nim nie są" - mówi pan Andrzej, mieszkaniec Bronowic, który przejeżdża przez rondo codziennie. Zdaniem pana Andrzeja lepszym rozwiązaniem byłyby zwyczajne światła.

Zupełne co innego mówi natomiast Bogdan Smok, przewodniczący rady dzielnicy Bronowice. "Niedawno, podczas jednej z dyskusji w regionalnej telewizji, pojawiła się sugestia, żeby z tego ronda zrezygnować. Natychmiast mieszkańcy przynieśli petycję z kilkudziesięcioma podpisami, że się nie zgadzają. Dla tych, którzy mieszkają w tej okolicy, to idealne rozwiązanie. Jest mniej korków i spalin, bo samochody jadą, a nie stoją" - podkreśla Smok.

Jeszcze dalej idzie krakowski ZIKiT, który nie tylko nie zamierza rezygnować z tego rozwiązania: "Myślimy poważnie o przebudowaniu tego skrzyżowania i utworzenia tam ronda z prawdziwego zdarzenia. To znaczy popularny 'naleśnik' chcemy zastąpić prawdziwą wysepką, tak aby już nie było wątpliwości, że jest to rondo. Przy tym poszerzylibyśmy jezdnie tak, aby było ono szersze i aby łatwiej się jeździło na przykład większym samochodom. Na temat takiej inwestycji rozmawiamy z radą dzielnicy, aby je sfinansowała. Jeśli się to uda, 'naleśnik' przeniesiemy na skrzyżowanie ulic Norymberskiej i Pychowckiej, przy dojeździe do Zakrzówka. Tam mamy podobny problem z korkami i rondo naszym zdaniem także i tam by się przydało" - zdradza Michał Pyclik, rzecznik jednostki. Bo także według ZIKiT-u takie rozwiązanie w Bronowicach się sprawdziło i usprawniło ruch, zamiast go utrudniać.

Przeciwko takim pomysłom nie ma też nic krakowska policja: "Mieszkańcy sami chcieli tam ronda, bo przeszkadzały im stojące w korku pod ich oknami samochody. Ruch jest bardziej sprawny, korki są mniejsze, kierowcy bardziej uważają, a będzie jeszcze lepiej, kiedy powstanie tam rondo z prawdziwego zdarzenia. Zresztą przez ostatnie pół roku z kawałkiem, od kiedy to rondo istnieje, doszło w tamtym miejscu tylko do jednej kolizji" - przypomina Witold Norek, zastępca naczelnika drogówki.

Budowa "prawdziwego" ronda nie nastąpi jednak tak szybko. "Według naszych wyliczeń potrzeba na to około 450 tysięcy złotych. Nie udźwigniemy tego jako dzielnica. Będziemy rozmawiali z ZIKiT-em i prezydentem, aby zrealizować tę inwestycję z budżetu miasta. My ewentualnie się do tego dorzucimy" - mówi radny Bogdan Smok.

Jeśli tak będzie, to w najbardziej optymistycznym założeniu rondo powstanie w 2016 roku. Do tego czasu kierowcy są skazani na jazdę wokół "naleśnika". Nie jest to do końca dobra wiadomość, bo choć korki się zmniejszyły, to po tak małym rondzie jeździ się po prostu niewygodnie.

 

 

 

(Maciej Skowronek/ko)

Obserwuj autora na Twitterze: