Te 60 małych istnień trafiłoby do rodzin zastępczych, gdyby było ich więcej - zaznacza kierownik zespołu do spraw rodzinnej pieczy zastępczej w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Krakowie Wioletta Matejczyk.
"Biorąc pod uwagę postanowienia, które już powinniśmy przejąć, to jest siódemka dzieci, które powinniśmy ulokować w rodzinach zastępczych. Na przykład mamy dwójkę dzieci ze szpitali, gdzie mamy się zrzekły, są to noworodki. Mamy wiele takich małych dzieciaczków. Jeżeli rodzin będzie dalej brakowało, to jest to dramat" - mówi Matejczyk.
Jedno z oczekujących dzieci trafi niebawem do wielodzietnej rodziny zastępczej mieszkającej pod Czernichowem, gdzie pani Beata Werbanow z mężem wychowuje już czworo dzieci w wieku od 9 do 15 lat. Choć pani Beata 20 lat zajmuje się rodzicielstwem zastępczym a z wykształcenia jest polonistką przyznaje, że cały czas się uczy.
"Nie ma dobrej rodziny zastępczej bez ciągłego rozwoju. Musimy rozwijać swoją wiedzę na temat tego, co robimy, ale też musimy rozwijać się sami, bo co to za rodzic, który nie ma niczego do zaoferowania swojemu dziecku, który się na niczym nie zna poza tym, jak ugotować zupę" - ocenia Werbanow.
Praca nie jest łatwa, do rodzin trafiają często dzieci z nieuregulowaną sytuacją prawną. Ewa, która zamieszkała w rodzinie państwa Werbanow jest wyjątkiem, bo jej rodzice biologiczni zrzekli się praw, a opiekę przejęła przybrana mama.
"Przeszłość była trudna, teraz jest mój taki dobry okres w życiu i teraz mam tu rodzinę. Jest to piękna sprawa, pozwala to mieć lepszą przyszłość. Moja mama zastępcza jest cudowną osobą, jest moją mamą i tyle" - mówi dziewczynka.
Bywa jednak, że historie nie kończą się happy endem, o czym blisko 20 lat temu przekonał się dorosły dziś Paweł i jego młodszy brat.
"Jesteśmy pewnie jednymi z niewielu dzieci, które dwa razy przeżyły rozwód swoich rodziców. Mimo tego, że zostaliśmy ostawieni na tor boczny w rodzinie zastępczej, nadal uważam, że rodzina zastępcza jest lepszym wyjściem, bo ma się kontakt ze światem zewnętrznym, z normalnymi ludźmi, z rówieśnikami w szkole. Ja miałem 12 lat, on 7, jak zrezygnowano ze mnie, a rok czy dwa lata później zrezygnowano z mojego brata. Też muszę powiedzieć, że nie byliśmy łatwymi dziećmi" - opowiada Paweł.
Dlatego specjaliści zgodnie zaznaczają, że pieniądze oraz plany adopcyjne nie mogą być główną motywacją przyszłych rodziców zastępczych.
"Bardzo wielu rodzin ostatecznie nie dopuściliśmy ostatecznie do pełnienia funkcji rodziny zastępczej. Czasem zdarza się, że odraczamy i kierujemy rodzinę na przykład na wolontariat do jakiejś placówki czy do rodziny zastępczej, bo też nie mamy przekonania, czy dane osoby zdają sobie sprawę, z jakim ciężarem przyjdzie im się spotkać" - relacjonuje Wioletta Matejczyk.
Trudna praca nad powierzonym życiem może jednak przynieść ogromną satysfakcję.