"Hańba", "Sowieci do domu", "Sława Ukrainie" - te okrzyki i hasła skandowane na terenie krakowskiego placu Biskupiego przed rosyjskim konsulatem można było usłyszeć wielokrotnie, również w ostatnich dniach, po tym jak rosyjskie wojska zaatakowały Ukrainę.
Zdaniem radnego Łukasza Wantucha, to właśnie ten teren w geście solidarności z protestującymi powinien zostać nazwany placem Wolnej Ukrainy. Projekt uchwały w tej sprawie trafił już do kancelarii Rady Miasta. "Nazwa plac Biskupi jest nazwą nieoficjalną. Ten plac, który by powstał, nie miałby wpływu na obecną nazwę. Chodzi o to, żeby nienazwana część placu była tak nazywana. To taki gest, jak Czesi zmienili nazwę placu przed ambasadą rosyjską na plac Niemcowa, zamordowanego opozycjonisty. Kanadyjczycy w Ottawie tak samo chcą zrobić. W Krakowie też wpadliśmy na taki pomysł" - mówi.
Nowa nazwa miałaby dotyczyć fragmentu terenu od rosyjskiego konsulatu do ulicy Krowoderskiej. Pomysł nie podoba się jednak mieszkańcom okolicznych kamienic. Jak mówi Anna Środoń, to nie czas ani miejsce na takie decyzje. "Ta chwila jest tak dramatyczna i tragiczna, że zajmowanie się zmianą nazwy jest niestosownością. Już tutaj są dwie nazwy na tym niewielkim placu. Plac Biskupi to tradycja sięgająca XVI wieku, a nawet wcześniej. Wartość nazw jest nieprawdopodobna" - podkreśla.
Przypomnijmy, kilka lat temu fragment zieleńca od strony ulicy Łobzowskiej został już mianowany skwerem Aleksandra Biborskiego.
O tym, że pomysł radnego Wantucha wzbudził kontrowersje, wiedzą już członkowie komisji kultury, którzy będą oceniali projekt uchwały w tej sprawie. Jak mówi zasiadający w tym gremium radny Michał Drewnicki, rada będzie starała się pogodzić racje obu stron. "Nie ma sensu tworzyć konfliktów. Musi być dobre rozwiązanie. Możemy rozmawiać, by niewielki fragment tego skwerku przy konsulacie Rosji tak nazwać. Byłaby to jedna tabliczka. Pozostała część zostałaby tak, jak jest" - mówi.
Tymczasem Anna Środoń podkreśla, na razie wszyscy powinni skupić się na realnej pomocy obywatelom Ukrainy. "Nawet w wystąpieniach prezydenta Zełeńskiego pojawia się od czasu do czasu ton, że dziękujemy za wszystkie deklaracje i słowa, ale nam potrzebna jest realna pomoc. Przyjdzie czas na to, żeby rozważać, jak upamiętnić te tragiczne zdarzenia, ale to nie jest teraz" - dodaje.