MPK jednak cały czas uspokajało, że pieniędzy nie straci, bo gdyby PESA nie zdążyła, musiałaby zapłacić karę w wysokości... wspomnianej dotacji. To jednak wiązałoby się ze sporą administracyjną gimnastyką i niemiłym wrażeniem. PESA i tak już podpadła pasażerom i przewoźnikowi, bo pierwotnie wszystkie 36 "Krakowiaków" miały dotrzeć do połowy września. Producent tłumaczył się jednak... zbyt późnym podpisaniem kontraktu (unijna dotacja została zatwierdzona w ostatniej chwili) i ogromem zamówień.

Kraków i tak był w dobrej sytuacji, bo PESA wciąż ma nieskończone kontrakty na tramwaje dla Łodzi, rodzimej Bydgoszczy oraz na pociągi dla PKP Intercity. We wszystkich tych przypadkach czas goni bardziej, niż w przypadku Krakowa. Na szczęście saga związana z "Krakowiakiem" wreszcie się kończy i najnowsze składy mogą już spokojnie po Krakowie jeździć.

 

 

14 z nich kursuje na linii nr 4 z Bronowic Małych na Wzgórza Krzesławickie w Nowej Hucie, 10 na linii numer 50 (Kurdwanów - Krowodrza Górka), tyle samo powinno też jeździć na linii nr 52 (os. Piastów - Czerwone Maki). W weekendy "Krakowiaki" powinniśmy też zobaczyć m.in. na linii nr 24 (Kurdwanów - Bronowice). Dwa pojazdy, jak przekonuje MPK, muszą pozostawać w rezerwie.

 

 

 

(Maciej Skowronek/ko)