W piątek, w Dniu Ziemi, przedstawiciele ruchów miejskich wytknęli też urzędnikom m.in. nasadzanie małych roślin w miejsce wyciętych, wieloletnich drzew. Zwrócili również uwagę na nieprzestrzeganie tzw. uchwały drzewnej, przyjętej w styczniu 2020 r.

"Skala wycinek drzew jest przytłaczająca. Widzimy to nie tylko w oficjalnych dokumentach, ale również pod naszymi oknami" – oceniła Katarzyna Pilitowska z grupy Akcja ratunkowa dla Krakowa.

Zgodnie z raportem NIK, w Krakowie od 2015 do 2020 r. wyciętych zostało ponad 12 tys. drzew, a nasadzonych ponad 19 tys. "Jeżeli NIK pisze o kilkunastu tysiącach wyciętych drzew miedzy 2015 a 2020, to są jedynie drzewa wycięte na gruntach miejskich. W praktyce wycięto dużo więcej, bo i na działkach prywatnych, deweloperskich. Według naszych szacunków od 2015 do 2021 r. wycięto w Krakowie 50 tys. sztuk" – powiedziała działaczka Akcji ratunkowej dla Krakowa. Nowo nasadzone drzewa określiła "patykami", "gałązkami" ze względu na ich wielkość.

Jak zaznaczyła, do dzisiaj Zarząd Zieleni Miejskiej w Krakowie nie stworzył, poza listą pomników przyrody, planu ochrony sędziwych drzew. Z informacji działaczki wynika także, że tzw. uchwała drzewna nie jest przestrzegana. Dokument miał ograniczyć wycinkę na terenach miejskich. "Według zapisów uchwały, miejskie jednostki miały co pół roku raportować do ZZM o wycinkach i nasadzeniach. Gdy ostatnio pytaliśmy ZZM, czy tak się dzieje, otrzymaliśmy odpowiedź, że nikt takiego raportu nie wysłał, mimo że uchwała została podjęta w styczniu 2020 r." – mówiła Pilitowska.

Jak dodała, w mieście wycinki prowadzą przede wszystkim deweloperzy, ale także jednostki miejskie i osoby prywatne, a jedynym powstałym w ostatnich latach parkiem jest park Reduta.

Łukasz Maślona ze stowarzyszenia Funkcja Miasto zauważył, że zaledwie kilkanaście procent terenów zielonych w Krakowie należy do miasta. Zwrócił uwagę na "opieszałość" w uchwalaniu planów miejscowego zagospodarowania przestrzennego. Według raportu NIK opracowanie ponad 40 proc. takich planów trwa w Krakowie dłużej niż trzy lata. "W tym czasie każdy właściciel może sobie zdobyć WZ" – powiedział działacz. Jak ocenił, "konieczna jest korekta wielu planów", ponieważ "ich jakość jest daleka od oczekiwań mieszkańców". "Mieszkańcy domagają się więcej lasów terenów zielonych. Czas pandemii uświadomił nam tę potrzebę" – zaznaczył Maślona.

Podczas piątkowego briefingu prasowego krytycznie pracę urzędników na rzecz zieleni w mieście ocenił też m.in. Mariusz Waszkiewicz z Towarzystwa na Rzecz Ochrony Przyrody oraz posłanka Partii Razem Daria Gosek-Popiołek.

"Kraków chwali się, jak wiele miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego uchwalił. Podkreślamy – nie ilość, a jakość tych planów ma znaczenie" – powiedziała posłanka podkreślając, że "setki uwag mieszkańców, którzy chcą ochrony zieleni, jest wyrzucanych do kosza".

Zgodnie z raportem NIK, prawie 70 proc. powierzchni Krakowa jest pokryta miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego (stan na 31 grudnia 2020 r.). Jak podał NIK, na 19 skontrolowanych miast, tylko Kraków wypracował kierunki rozwoju i zarządzania zielenią, w tym stworzył m.in. diagnozę stanu zieleni, priorytety rozwoju, a także konkretne wskazania do opracowania planów miejscowych i listę koniecznych inwestycji. W latach 2015-2020 Kraków wydał blisko 700 tys. zł na zwiększenie terenów zielonych, podczas gdy Warszawa – ponad 800 tys. zł. Według raportu NIK, do urzędu miasta Krakowa wpłynęło 21 informacji dotyczących zabudowy terenów, które w studium określono, jako tereny zielone; miały tam powstać budynki jednorodzinne i wielorodzinne, hale magazynowo-produkcyjne oraz budynki biurowo-mieszkalne. Zaś do urzędu miasta Tarnowa – jak poinformował NIK – wpłynęły informacje o przystąpieniu do budowy 48 budynków mieszkalnych jednorodzinnych na 45 działkach o powierzchni 3,1 ha na terenach, które w planie miejscowym zostały sklasyfikowane, jako tereny zielone wyłączone spod zabudowy.