„Oczywiście, że pamiętam Ikarusy. To były nowoczesne, wspaniałe autobusy. I myślę, że dziś wszystkie nowe, elektryczne pojazdy nie robią takiego wrażenia na nas jak wtedy Ikarusy: jasne, biało-czerwone” - twierdzi Jacek Kołodziej z MPK w Krakowie.
Mieszkańcy Krakowa wciąż żywią sentyment do Ikarusów. Dowód? „Widzimy reakcje ludzi, jak publikujemy, że dany Ikarus wyjedzie na linię muzealną. A podczas parady autobusów zawsze jest mnóstwo chętnych, by tym autobusem się przejechać” - podkreśla Marek Gancarczyk, rzecznik MPK Kraków.
I choć łezka w oku niejednemu się zakręci, to pojazdy te miały jednak sporo wad. „Były bardzo głośne, nie były niestety zbyt wygodne przy wsiadaniu. No i te drzwi. Zamykały się w taki sposób, że czasem trzeba było się martwić o swoje bezpieczeństwo” - śmieje się Gancarczyk. Nie mówiąc o wrażeniach... zapachowych. „Jest sentyment, ale jak autobusy trochę pojeździły, to niestety były awaryjne. I te spaliny. Teraz mogą Państwo stanąć za autobusem na włączonym silniku i spokojnie oddychać” - wskazuje jeden z mechaników autobusowych ze stacji Wola Duchacka.
Pierwsze Ikarusy, które przyjechały do Krakowa, woziły pasażerów na najbardziej „eksploatowanych” liniach, czyli tych, które kursowały do nowohuckiego kombinatu. Poza Ikarusami po krakowskich ulicach jeździły głównie pojazdy marki Jelcz, tzw. ogórki. „W ogórku mogliśmy uderzać głową w sufit. W Ikarusie nie było takiej możliwości. To był inny komfort jazdy, nie jeździliśmy aż tak stłoczeni” - wspomina Jacek Kołodziej.