Proces dotyczy brutalnego zabójstwa młodej kobiety, której fragmenty skóry i ciała pod koniec lat 90. wyłowiono z Wisły. Oskarżonego o morderstwo Roberta J. Sąd Okręgowy w Krakowie skazał na dożywocie. W apelacji obrona wniosła o zmianę wyroku i uniewinnienie Roberta J., prokuratora o uzupełnienie kwalifikacji czynu i zmianę rozstrzygnięcia w zakresie kosztów sądowych.
Podczas czerwcowej rozprawy sąd apelacyjny postanowił przerwać wysłuchiwanie mów końcowych i wznowić przewód sądowy, żeby przesłuchać w sposób jawny dwóch kluczowych, dotychczas anonimowych świadków. Wcześniej obrona wskazywała, że zbyt szeroka anonimizacja tych zeznań w praktyce uniemożliwiła rozpoznanie ich treści. Prokuratura natomiast tłumaczyła anonimowość świadków troską o bezpieczeństwo tych osób. Ostatecznie sąd uznał, za rozstrzygnięciem Sądu Najwyższego, że utajnienie treści zeznań świadka anonimowego byłoby naruszeniem prawa oskarżonego do obrony i uchybiałoby podstawowym wymogom rzetelnego procesu.
Przesłuchanie pierwszego z dwóch świadków rozpoczęło się w połowie września, a było kontynuowane w środę. Zeznająca opowiadała, że jako dziecko bywała w mieszkaniu rodziny Roberta J. Miała też widzieć oskarżonego w towarzystwie później zamordowanej kobiety, kiedy wraz z nią szedł do swojego mieszkania. Jej wizerunek wskazała na planszy z czterema portretami kobiet, opisała fryzurę, kolor włosów i ubrań, które ofiara miała tamtego dnia. Kobieta przyznała, że zdjęcie studentki, jeszcze jako osoby poszukiwanej, widziała w telewizji. Sprawa jednak nie była przez nią zgłaszana policji. Jak zeznała, o zbrodni dowiedziała się z mediów.
Podczas tej rozprawy sąd po raz pierwszy przeczytał oskarżonemu odtajnione protokoły z zeznań tego świadka, które składane były w prokuraturze w 2018 roku i przed sądem podczas procesu w pierwszej instancji. Robert J. nie ustosunkował się do nich, wskazując, że wszystkie pytania zadali świadkowi już jego obrońcy.
Dla adwokata Łukasza Chojniaka zeznania pierwszego z dwóch odtajnionych świadków nie są dowodem w sprawie. Po wyjściu z sali rozpraw przekonywał w rozmowie z dziennikarzami, że nie widzi nic, co łączyłyby jego klienta ze zbrodnią.
"Nie jest sztuką powiedzieć przed sądem kategorycznie, że widziałem oskarżonego z ofiarą. Pytanie, czy świadek który widział rzekomo oskarżonego z ofiarą, jest w stanie podać szczegóły, które identyfikują pokrzywdzoną, jest w stanie przekonać wszystkich, zwłaszcza sąd, co do tego, że zapamiętał dobrze i umie to odtworzyć" – mówił obrońca. Jego zdaniem zeznania świadka nie były spójne i konsekwentne. "Wszystkie rozbieżności, które w tych zeznaniach się uwidaczniają, każą postawić duży znak zapytania co do tego, jak można było na podstawie zeznań tego świadka stawiać tak kategoryczne wnioski" – dodał adw. Chojniak.
Natomiast pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej adw. Jan Znamiec określił odtajnione zeznania jako "satysfakcjonujące" i "bardzo konsekwentne", a pojawiające się rozbieżności tłumaczył upływem czasu.
"Jeżeli zeznania tego świadka, składane w formie zeznań świadka incognito, mogły budzić pewne wątpliwości i stanowić dla obrony pewien pretekst do tego, żeby stawiać zarzuty co do rozstrzygnięcia sądu, to zeznania tego świadka składane bezpośrednio przed sądem, z możliwością zadawania pytań przez wszystkie strony, te wątpliwości rozwiały" – skomentował. "Te rozbieżności są rozbieżnościami, które muszą istnieć poprzez fakt, że upłynęło ćwierć wieku. Natomiast nie są to rozbieżności na tyle istotne, żeby mogły podważyć wiarygodność tego świadka" – stwierdził adw. Znamiec.
Na podstawie zeznań anonimowych świadków prokuratura ustaliła, że Robert J. i Katarzyna Z. znali się i Katarzyna Z. przebywała w mieszkaniu mężczyzny. Przesłuchanie drugiego świadka ma się odbyć 17 października. Na 31 października sąd zaplanował ogłoszenie wyroku.
Sprawa "Skóry"
Pod koniec lat 90. z Wisły wyłowiono fragmenty skóry i ciała Katarzyny Z. Podejrzewanego o zbrodnię Roberta J. zatrzymano w 2017 r. na krakowskim Kazimierzu.
Proces rozpoczął się na początku 2020 r. i był finałem wielowątkowego śledztwa prowadzonego m.in. przez policjantów z tzw. Archiwum X. W poszukiwanie zabójcy zaangażowanych było wielu polskich i zagranicznych ekspertów.
Według ustaleń śledczych Robert J. miał popełnić zbrodnię z powodu zaburzeń preferencji seksualnych o cechach sadystycznych i fetyszystycznych. Mężczyzna miał stosować przemoc, pozbawić ofiarę wolności, podawać określone związki chemiczne, m.in. leki przeciwpsychotyczne i przeciwlękowe. Młodą kobietę - według aktu oskarżenia - więził, maltretował fizycznie i psychicznie; kopał ją, bił twardym narzędziem i używał noża, powodując u niej liczne złamania, a także rany kłute i szarpane. Zwłoki rozkawałkował i wrzucił do rzeki. Tożsamość ofiary ustalono dzięki badaniom genetycznym.
Sprawa Skóry jest określana jako jedna z największych zagadek polskiej kryminalistyki. Robert J. do tej pory nie przyznał się do zarzucanego mu czynu.
Monika Góra: Z dziennikarskiego śledztwa wynika, że Robert J. jest niewinny
- Ze śledztwa, które przeprowadziłam w tej sprawie, wynika, że na ławie oskarżonych siedzi niewinny człowiek. Z wielką niecierpliwością czekałam na to, aż prokurator powie, na czym oparł akt oskarżenia i w konsekwencji, na czym sąd oparł swój wyrok. Spisałam sobie nawet podczas sprawy argumenty przytaczane przez pana prokuratora. Były to rzekome dowody. Dla mnie te argumenty nie brzmią jak dowody – mówiła na antenie Radia Kraków Monika Góra - reportażystka, scenarzystka i autorka książki "Kryptonim Skóra. Czy o brutalne morderstwo został oskarżony niewinny człowiek”.
Jak dodawała, jej zdaniem Robert J. był nękany przez policję przez 20 lat.
- Śledzili go, obserwowali, chodzili za nim, prawdopodobnie też - tak podejrzewa rodzina - wykonywali telefony do mieszkania Roberta, w których padały hasła: chodźmy nad rzekę, będziemy skórować jakąś dziewczynę. Rodzina Roberta podejrzewa, że to właśnie policja wykonywała te telefony po to, by sprowokować Roberta do jakichś działań, poprzez które po prostu się zdemaskuje – mówiła.
Były policjant: Byłem na tej barce
- Ja byłem jednym z tych policjantów, którzy pamiętają tę sprawę od początku. Pamiętam, dlatego że byłem na tej barce. To było w styczniu 1999 roku. Pojechaliśmy w kilku. Zadzwonił kapitan tego pchacza i powiedział, że coś wciągnęło mu się w śrubę. Jak pojechaliśmy to rzeczywiście wyglądało to na coś co jest skórą. Nikt nie przypuszczał, że to będzie coś takiego. Wisła ma swoje tajemnice i tragedie. Często zdarzało się, że czyjeś ciało wciągało się taką śrubę - były takie przypadki. Kilka dni później lekarz, który robił sekcję zadzwonił i powiedział: Panowie mamy do czynienia z prawdziwą makabrą. Wygląda na to, że ktoś zabił tę osobę - wtedy nie było jeszcze wiadomo kto to jest - i ściągnął z niej skórę jeszcze za życia – mówił w rozmowie z Radiem Kraków Dariusz Nowak - były policjant, szef wydziału dochodzeniowego i rzecznik policji, a obecnie twórca kanału Kryminalny Patrol.
Nowak także nie jest w 100% przekonany o winie Roberta J.
- Ja bym powiedział, że charakterologicznie wszystko pasowało i w dalszym ciągu pasuje, ale to jest za mało. Natomiast nigdy tych dowodów wprost nie było. Wygląda, że tych dowodów nadal nie ma. Myślę, że gdyby te dowody były - badania DNA, zeznania świadka - cokolwiek co jest takim dowodem wprost, to prokuratura już dawno by o tym powiedziała. To jest proces poszlakowy. W procesie poszlakowym zawsze jest pewnego rodzaju niewiadoma. W Polsce procesów poszlakowych jest bardzo niewiele. Należą do rzadkości. Zwykle są procesy, gdzie te dowody są takie koronne, jednoznaczne, natomiast tych poszlakowych jest bardzo niewiele. Zwykle sędziowie też byli bardzo ostrożni w wydawaniu wyroków. Sądzę, że tego dowodu nie ma – mówi.