- A
- A
- A
Jubileusz Mariana Dziędziela w NCK 6.10.2012
Marian Dziędziel świętuje 45. rocznicę pracy artystycznej. Zobacz zdjęcia z benefisu w Krakowie, przeczytaj nasz wywiad z aktorem.Benefis Mariana Dziędziela w NCK na zdjęciach Tomasza Cichockigo
Marian Dziędziel świętuje w tym roku 65. rocznicę urodzin oraz 45. rocznicę pracy artystycznej. Na benefis z okazji jubileuszu aktora do Nowohuckiego Centrum Kultury w Krakowie przybyli nauczyciele, współpracownicy i przyjaciele artysty.
Znany aktor zaprosił na swój benefis wiele znakomitości, które przewinęły się przez jego życie artystyczne. Wystąpili między innymi: Robert Więckiewicz, Małgorzata Kożuchowska, Tomasz Karolak, Tymon Tymański, Alosza Awdiejew, Ola Maurer, bracia Zielińscy ze Skaldów, Kabaret pod Wyrwigroszem, Małgorzata Krzysica, Wasyl Grochowski i Orkiestra Reprezentacyjna AGH.
Było wiele wspomnień i anegdot, przypomniano fragmenty filmów z jego udziałem oraz całe mnóstwo pięknych piosenek w wykonaniu zaproszonych gości.
Marian Dziędziel grał w wielu spektaklach teatralnych, serialach i filmach fabularnych m.in.: Stawka większa niż życie (1967-1968), Sól ziemi czarnej (1969), Perła w koronie (1971), Blisko, coraz bliżej (1982-86), Borys Godunow (1986), Oskarżony (1988), Vinci (2004), Komornik (2005), Zgorszenie publiczne (2009), Dom zły (2009), Kret (2010), Wymyk (2011).
Tomasz Cichocki
-
-
-
-
-
-
crop_free
1
/ 6
Marian Dziędziel był gościem w programie Przed hejnałem 28.09.2012. Oto zapis rozmowy, którą przeprowadziła Sylwia Paszkowska.
fot: Wiola Gawlik Sylwia Paszkowska: Wpisałam w wyszukiwarkę internetową Pana imię i nazwisko i ukazały się same miłe rzeczy. Np. taka opinia: „Dzięki niemu i Smażowskiemu wróciłem do oglądania polskich filmów” , albo „Po pięciu minutach widzę nie aktora, ale bohatera, którego gra”, bądź też: „Urzeka mnie jego budowanie roli z niuansów”. Do tej techniki grania dochodził Pan latami, bo nie od razu porwał Pan publiczność. Zanim publiczność Pana doceniła, to musiał Pan zrobić sporo rzeczy, zarówno w teatrze, jak i w kinie. Czy to Pan sam sobie wymyślił sposób grania oczami, drobnym gestem?
Marian Dziędziel : Nie, nie od razu Kraków zbudowano, więc to aktorstwo trzeba było sobie jakoś tam budować, kształtować siebie, uczyć się tego zawodu - bo to jest naprawdę trudny zawód. Trzeba mieć do niego szacunek i być wobec niego pokornym. Co nie znaczy, gdzieś schowanym. Sposób odgrywania dyktują zapisane postacie. To nie jest tak, że ja zakładam z góry, że zagram gdzieś oczami, o nie. Są sytuacje, które po prostu to powodują. Zderzenia postaci w filmie, czy nawet w teatrze rodzą dane reakcje i niekiedy na niuansach buduje się te najistotniejsze sprawy.
Na ile przerabia Pan scenariusz pod siebie, pod swój sposób grania?
Ja nie przerabiam scenariusza, niektórzy reżyserzy tego nie lubią. Wręcz przeciwnie, czasem wymagają dokładnego powtórzenia tekstu. To nie jest tak, że się przerabia scenariusz pod siebie - tu się rozmawia z reżyserem, często w obecności partnerów, przed rozpoczęciem zdjęć, czy na próbach w teatrze, a następnie szuka się tego, co najistotniejsze, spraw, które warto by było dotknąć, czy wręcz, które dana postać dotknąć powinna.
Kiedy zdawał Pan do szkoły teatralnej, podobno nie mówił Pan poprawną polszczyzną. Posługiwał się Pan gwarą śląską, bo ze Śląska Pan pochodzi. Obiecał Pan też od razu, że w rok nauczy się polskiego. Co się zresztą udało. Od lat jest Pan już związany z Krakowem, dlatego chciałabym zapytać, czy dzisiaj czuje się Pan bardziej ślązakiem czy krakowianinem?
To standardowe pytanie (śmiech). Wszyscy wracają do tego mojego „śląskiego”, o którym kiedyś zacząłem opowiadać i tak już zostało. W Krakowie jestem już od 47 lat, więc jestem już po prostu krakusem, a że mój rodowód jest śląski, to też jestem ślązakiem. Tam mnie ukształtowali moi rodzice, otoczenie, szkoła podstawowa i liceum. To waśnie na Śląsku byłem budowany, kształtowany. A tu dano mi już zawód i w tym zawodzie mnie oszlifowano. A że w jednym Teatrze Słowackiego, to całe szczęście, ponieważ po pierwsze: to piękny budynek, w pięknym miejscu w Krakowie, otoczenie jest tak piękne, że czasami warto nawet przysiąść tam na ławce, na skwerze i popatrzeć na piękny kościół św. Krzyża, na bardzo starą plebanię, Teatr Miniatura, no i oczywiście ogromny, piękny Teatr Słowackiego. A w teatrze te 43 lata przeleciały jak z bicza strzelił. Każdy dyrektor, którego miałem (a było ich chyba z dziesięciu) dawał nowy teatr, nowe myślenie, inną propozycję teatru, także było mi dobrze.
Podobno w latach szkoły teatralnej miał Pan twarz Efeba, dopiero latami musiał Pan się „dorabiać” swojej twarzy. Co przełożyło się też na to, że do największej popularności dochodził Pan później niż inni aktorzy. Czy myśli Pan, że to jest z korzyścią dla aktora? To, że ta największa popularność przychodzi nie od razu?
Nie zastanawiam się, jakie to są relacje, natomiast fakt dotyczący mojej twarzy Efeba jest anegdotą. Jeden z moich wspaniałych reżyserów powiedział kiedyś „No, twarz Efeba. Trochę gorzej z charakterem, więc jak ja cię mam obsadzać?” A wiem, że mnie doceniał, chciał kształtować moją osobowość teatralną. To się trochę ciągnęło, bo interesowały mnie różne rzeczy. Musi przyjść taki moment, że ktoś zaryzykuje i z danym człowiekiem chce podjąć taką a nie inną pracę. W moim przypadku tak się właśnie zdarzyło, to jest także kwestia szczęścia.
fot: Wiola Gawlik
Marian Dziędziel : Nie, nie od razu Kraków zbudowano, więc to aktorstwo trzeba było sobie jakoś tam budować, kształtować siebie, uczyć się tego zawodu - bo to jest naprawdę trudny zawód. Trzeba mieć do niego szacunek i być wobec niego pokornym. Co nie znaczy, gdzieś schowanym. Sposób odgrywania dyktują zapisane postacie. To nie jest tak, że ja zakładam z góry, że zagram gdzieś oczami, o nie. Są sytuacje, które po prostu to powodują. Zderzenia postaci w filmie, czy nawet w teatrze rodzą dane reakcje i niekiedy na niuansach buduje się te najistotniejsze sprawy.
Na ile przerabia Pan scenariusz pod siebie, pod swój sposób grania?
Ja nie przerabiam scenariusza, niektórzy reżyserzy tego nie lubią. Wręcz przeciwnie, czasem wymagają dokładnego powtórzenia tekstu. To nie jest tak, że się przerabia scenariusz pod siebie - tu się rozmawia z reżyserem, często w obecności partnerów, przed rozpoczęciem zdjęć, czy na próbach w teatrze, a następnie szuka się tego, co najistotniejsze, spraw, które warto by było dotknąć, czy wręcz, które dana postać dotknąć powinna.
Kiedy zdawał Pan do szkoły teatralnej, podobno nie mówił Pan poprawną polszczyzną. Posługiwał się Pan gwarą śląską, bo ze Śląska Pan pochodzi. Obiecał Pan też od razu, że w rok nauczy się polskiego. Co się zresztą udało. Od lat jest Pan już związany z Krakowem, dlatego chciałabym zapytać, czy dzisiaj czuje się Pan bardziej ślązakiem czy krakowianinem?
To standardowe pytanie (śmiech). Wszyscy wracają do tego mojego „śląskiego”, o którym kiedyś zacząłem opowiadać i tak już zostało. W Krakowie jestem już od 47 lat, więc jestem już po prostu krakusem, a że mój rodowód jest śląski, to też jestem ślązakiem. Tam mnie ukształtowali moi rodzice, otoczenie, szkoła podstawowa i liceum. To waśnie na Śląsku byłem budowany, kształtowany. A tu dano mi już zawód i w tym zawodzie mnie oszlifowano. A że w jednym Teatrze Słowackiego, to całe szczęście, ponieważ po pierwsze: to piękny budynek, w pięknym miejscu w Krakowie, otoczenie jest tak piękne, że czasami warto nawet przysiąść tam na ławce, na skwerze i popatrzeć na piękny kościół św. Krzyża, na bardzo starą plebanię, Teatr Miniatura, no i oczywiście ogromny, piękny Teatr Słowackiego. A w teatrze te 43 lata przeleciały jak z bicza strzelił. Każdy dyrektor, którego miałem (a było ich chyba z dziesięciu) dawał nowy teatr, nowe myślenie, inną propozycję teatru, także było mi dobrze.
Podobno w latach szkoły teatralnej miał Pan twarz Efeba, dopiero latami musiał Pan się „dorabiać” swojej twarzy. Co przełożyło się też na to, że do największej popularności dochodził Pan później niż inni aktorzy. Czy myśli Pan, że to jest z korzyścią dla aktora? To, że ta największa popularność przychodzi nie od razu?
Nie zastanawiam się, jakie to są relacje, natomiast fakt dotyczący mojej twarzy Efeba jest anegdotą. Jeden z moich wspaniałych reżyserów powiedział kiedyś „No, twarz Efeba. Trochę gorzej z charakterem, więc jak ja cię mam obsadzać?” A wiem, że mnie doceniał, chciał kształtować moją osobowość teatralną. To się trochę ciągnęło, bo interesowały mnie różne rzeczy. Musi przyjść taki moment, że ktoś zaryzykuje i z danym człowiekiem chce podjąć taką a nie inną pracę. W moim przypadku tak się właśnie zdarzyło, to jest także kwestia szczęścia.
Komentarze (0)
Brak komentarzy
Najnowsze
-
18:42
Groźny wypadek na A4 w Aleksandrowicach. Droga w kierunku Krakowa całkowicie zablokowana
-
17:59
A po co ci do tego diabeł? O co pyta nas Goethe
-
17:22
Mniejsze porcje i aktywność fizyczna najlepszą receptą, by uniknąć kłopotów zdrowotnych na święta
-
16:59
Na Sądecczyźnie odradza się tradycja tworzenia żywych szopek
-
16:16
Prezydent: dla górali wolności i ojczyzna była silniejszy niż strach
-
14:47
Synoptyk IMGW: w Małopolsce poniedziałek z zimową scenerią
-
14:29
Jarmark Bożonarodzeniowy w sądeckim Miasteczku Galicyjskim
-
14:28
Otwarcie żywej szopki w Kamionce Wielkiej
-
13:45
Ostre cięcia w krakowskiej komunikacji miejskiej w związku ze świętami Bożego Narodzenia
-
13:32
"Pokaz nabytków 2020-2024" - Muzeum Krakowa prezentuje najważniejsze nabytki ostatnich lat
Skontaktuj się z Radiem Kraków - czekamy na opinie naszych Słuchaczy
Pod każdym materiałem na naszej stronie dostępny jest przycisk, dzięki któremu możecie Państwo wysyłać maile z opiniami. Wszystkie będą skrupulatnie czytane i nie pozostaną bez reakcji.
Opinie można wysyłać też bezpośrednio na adres [email protected]
Zapraszamy również do kontaktu z nami poprzez SMS - 4080, telefonicznie (12 200 33 33 – antena,12 630 60 00 – recepcja), a także na nasz profil na Facebooku oraz Twitterze