"Joannę d'Arc na stosie" wyreżyserowała w Operze Krakowskiej Monika Strzępka i to był jej debiut na scenie operowej. Reżyserka bardzo znana w środowisku teatru dramatycznego preferuje teatr publicystyczny. I taka też była jej Joanna d'Arc. Została odarta nie tylko z ubrania, ale także z charyzmy a z opowieści wyrugowano wszelką poetyckość i groteskowość zawartą w libretcie autorstwa Paula Claudela, w którym – jak wiadomo – pełno jest alegorii i symboli. W libretto, francuskiego poety i dramaturga, zaingerował na potrzebę premiery w Krakowie Paweł Demirski. I w ten sposób z tekstu, który miał ponadczasowe znaczenie, otrzymaliśmy popkulturową papkę. Wiele zostało spłaszczone i uproszczone.
Wychodziłam z teatru po premierze zawiedziona. Mimo, że oratorium było krótkie to jednak mnie zmęczyło. Na scenie panował tłok. W warstwie plastycznej dzieło zaskakiwało brzydotą i trudno było znaleźć uzasadnienie dla wielu obrazów, a ruch sceniczny był dziwaczny. Czuło się nerwowość i permanentne napięcie. Trudno się było skupić na muzyce, gdyż akcja dramatyczna jej przeszkadzała. Szkoda, bo Arthur Honegger napisał świetny utwór, w którym aż gęsto jest od emocji i napięć. Utwór, który jest popisem wirtuozerii kompozytorskiej i można w nim odnaleźć niemal wszystko, zarówno elementy polifonii, chorału gregoriańskiego, jak i nowoczesnego brzmienia.
Honegger skomponował oratorium na zamówienie tancerki i aktorki Idy Rubinstein. To właśnie dla niej przewidział tytułową rolę mówioną. Prawykonanie koncertowe oratorium odbyło się w 1938 roku w Bazylei; powtórzone zostało rok później w Orleanie. Wersja sceniczna wystawiona została dopiero w latach 40. Od tego momentu oratorium utrzymuje się w repertuarach oper i filharmonii i jest wykonywane zarówno w wersji scenicznej jak i koncertowej.
Trzeba pamiętać, że Arthur Honegger, szwajcarski kompozytor, światowy rozgłos zdobył dzięki kompozycji „Pacific 231” z 1923 roku. Bo choć przez całe życie napisał całkiem sporo (pięć symfonii, a także koncerty, opery, pieśni, balety i oratoria) to właśnie „Pacyfik 231” najbardziej zszokował świat. Utwór był muzycznym obrazem lokomotywy parowej. Kompozycja okazała się tak sugestywna, że publiczność do dziś zamiera w zachwycie słysząc w orkiestrze ruszającą, pędzącą i hamującą lokomotywę. Honegger wiele potrafił wydobyć z orkiestry, co słychać także w jego innych kompozycjach.
W oratorium "Joanna d'Arc na stosie" kompozytor połączył dramat teatralny z formą muzyczną. A to kłopot. W muzyce klasycznej już od wielu lat bowiem przyjmuje się, że utwory wykonuje się w języku oryginału. Ale co zrobić – w przypadku oratorium Honeggera – z aktorami dramatycznymi? Mają mówić po francusku? Reżyserka zdecydowała się, że partie aktorskie będą mówione po polsku a śpiewane po francusku, z polskim tłumaczeniem wyświetlanym na elektronicznej tablicy. To trochę inaczej rozkłada akcenty dzieła i powoduje, że robi się z tego utworu przedstawienie dramatyczne z muzyką w tle.
Do przewagi dramatu teatralnego nad muzyką przyczyniło się przede wszystkim dwoje aktorów w głównych rolach, bardzo sprawnych warsztatowo: Marianna Linde jako Joanna d’Arc oraz Krzysztof Zawadzki jako Brat Dominik. Obydwoje dynamiczni po prostu zawładnęli całym spektaklem (w pozostałych rolach aktorskich: Ana Nowicka, Małgorzata Zawadzka oraz Elżbieta Karkoszka). Przy nich śpiewacy, czego mi żal, pozostawali bardzo na drugim planie (Madonna – Katarzyna Oleś-Blacha; Małgorzata – Paula Maciołek; Katarzyna – Monika Ledzion-Porczyńska; Porcus – Jarosław Bielecki i Łukasz Gaj, Herold – Wołodymyr Pańkiw). Całość dopełniał jeszcze balet, chóry, w tym znakomity dziecięcy (męski i żeński ustawione były na widowni na I piętrze) i orkiestra. Za pulpitem dyrygenckim stanął kierownik muzyczny – Tomasz Tokarczyk.
Życie Joanny d’Arc fascynowało wielu twórców różnych dziedzin i różnych epok. Trudno się dziwić. Żyjąc na początku XV wieku Joanna doprowadziła do wielu zwycięstw armii francuskiej w czasie wojny stuletniej, mówiąc że prowadzi ją Bóg. Jej działalność przyczyniła się do koronacji Karola VII. Wykorzystana politycznie została schwytana i postawiona przez sąd kościelny, który wydał ją na śmierć, poprzez spalenie na stosie. Gdy wyrok wykonano miała tylko 19 lat.
Ta niezwykła, charyzmatyczna postać, francuska bohaterka narodowa, święta kościoła katolickiego (przypomnijmy, że w 1909 roku została beatyfikowana, a w 1920 kanonizowana) inspirowała m.in.: Szekspira, Shawa, Schillera, Twaina, Brechta, Woltera czy Matejkę. Powstało kilkadziesiąt kompozycji muzycznych, opartych na jej życiu. Są to m.in. piosenki np.: Jacka Kaczmarskiego, Leonarda Cohena, Madonny, ale także i wielkie dzieła np. opera Verdiego „Giovanna d’Arco” z 1846 roku, "Dziewica Orleańska" Piotra Czajkowskiego z 1881 roku i właśnie oratorium sceniczne Arthura Honeggera "Joanna d'Arc na stosie".
Nie dziwię się, że Monika Strzępka sięgnęła po oratorium Honeggera, bo jest to opowieść bardzo na czasie. Szkoda tylko, że potraktowała ten temat publicystycznie. W kuluarach, w dyskusjach ze znajomymi doszliśmy do wniosku, że każda historia w teatrze publicystycznym jest opowiedziana w taki sam sposób. I nie ma znaczenia jaki spektakl ma tytuł.
Czy mam rację? Będzie można sprawdzić 4 i 5 kwietnia przyszłego roku. Bo według planu „Joanna d’Arc na stosie” w tym sezonie zostanie pokazana w Operze Krakowskiej jeszcze tylko dwa razy. To też ciekawe, że robi się premierę, aby jej nie grać. Ale to już jest inna historia.