"Prokuratura wystąpiła do sądu o ustanowienie obrońcy z urzędu z uwagi na mankamenty zdrowia psychicznego. Sąd wyznaczył obrońcę, a ten złożył zażalenie na postanowienie sądu rejonowego w Bochni o zastosowaniu aresztu tymczasowego. Zdaniem prokuratury areszt tymczasowy jest środkiem koniecznym. Dlatego, że gdyby mężczyzna był na wolności to istnieje obawa, że mogłoby dojść do podobnego albo nawet gorszego w skutkach zdarzenia" - przekonywał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnowie Mieczysław Sienicki. Jeśli mężczyzna zostanie uznany za niepoczytalnego, to trafi do zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Gdyby tak się stało mężczyzna będzie tam przebywał do czasu aż zdaniem lekarzy i sądu będzie sprawiał zagrożenie. Może tam pozostać nawet do końca życia.
Z ostatnich ustaleń śledczych wynika, że Robert R. w ostatnich latach dopuścił się kilkunastu wykroczeń drogowych. Przynajmniej jedno dotyczyło jazdy pod prąd.
Według znajomej mężczyzny, z którą rozmawiali reporterzy programu TVN Uwaga, mężczyzna, przebywając w przeszłości za granicą spowodował wypadek śmiertelny - za co został skazany. Jednak jak podkreśla w rozmowie z Radiem Kraków Mieczysław Sienicki, z danych, które uzyskała prokuratura wynika, że Robert R. jest osobą niekaraną. "Mogła być taka sytuacja, że spowodował wypadek jakiś czas temu i to przestępstwo uległo zatarciu" - wyjaśnia rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
Nie wiadomo dlaczego 52-latek znalazł się w Rzezawie. Z ustaleń śledczych wynika, że będąc we Włoszech nie zgłosił się na samolot, wypożyczył samochód i przez przejście graniczne w Barwinku wracał do Katowic, w których mieszkał. W trójkę rowerzystów i dwóch pieszych wjechał tuż obok kościoła w Rzezawie, w którym kończyła się ceremonia ślubna. Z nagrania wynika, że mężczyzna kilka razy nawracał w okolicach kościoła.
Podczas przesłuchania przekonywał jednak śledczych, że szukał w ten sposób wjazdu na autostradę.
Jak już wcześniej informowała prokuratura - według relacji świadków, po tym jak 52-latek wjechał w 5 osób, nie żałował tego, co zrobił. Nawet odgrażał się, że zrobiłby to jeszcze raz.
Podczas pierwszego przesłuchania oraz posiedzenia sądu w sprawie aresztowania Robert R. nie przyznał się do winy. "Stwierdził, że nie pamięta samego zdarzenia. Kojarzy jedynie, że doszło do jakiś potrąceń. Natomiast nie był w stanie opisać tego zdarzenia dokładnie. Przyznał, że w przeszłości leczył się psychiatrycznie" - wyjaśnia prokurator Sienicki.
Na wypadek, gdyby kiedyś wyszedł na wolność, prokuratura w odrębnym postępowaniu administracyjnym już teraz będzie się starała doprowadzić do cofnięcia uprawnień do kierowania pojazdami. "W sytuacji gdyby znalazł się na wolności, przy jego stanie zdrowia istnieje duże zagrożenie, że może dopuścić się ponownego czynu. Dlatego zdaniem prokuratury konieczne są badania pod kątem pozbawienia go uprawnień do kierowania pojazdami" - wyjaśniał w rozmowie z Radiem Kraków rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
(Bartek Maziarz/ew)