Jest ciężko, a może być jeszcze ciężej, jeśli ta sytuacja się utrzyma - alarmują małopolscy rolnicy.
"Koronawirus daje się we znaki coraz bardziej. Nasadzenia rolnicy prowadzą takie, jakie były, natomiast już zaczynamy odczuwać skutki sprzedaży. Sprzedaż spadła, ceny spadają, w sklepach rosną. Polski eksport jest bardzo niski" - mówi prezes Ogólnopolskiego Związku Producentów Warzyw z Proszowic, Zbigniew Orzechowski.
Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa przyznaje, że stara się pomagać rolnikom, jak najszybciej wypłacając należne im dotacje. Prezes ARiMR, Adam Ślusarczyk, zapowiada także ułatwienia w składaniu wniosków o dopłaty czy przedłużenie terminów i przyznaje, że sytuacja nie jest łatwa.
"Zawirowania pojawiają się w związku z, po pierwsze, być może mniejszą sprzedażą niektórych artykułów w sklepach, po drugie, problemem ze zbytem, z dotarciem do punktów przetwórstwa i skupu, no i z samym zawirowaniem eksportu niektórych żywności. Wiadomo, że jesteśmy bardzo znaczącym eksporterem żywności. Może się okazać, że rolnikom się ten eksport nie opłaci i towar będzie sprzedawany na rynku krajowym" - tłumaczy Ślusarczyk.
Jednak obostrzenia związane z handlem na krajowym rynku nie ułatwiają rolnikom życia - podkreśla Zbigniew Orzechowski.
"Nie wiadomo jak to będzie, bo w dalszym ciągu napływa towaru na nasz rynek - gdzieś około 80 procent importowanego - za sprawą, podkreślam, supermarketów. To był bardzo wielki błąd, że zamknięto targowiska i drobne bazary. Ta sytuacja będzie się pogłębiać w maju i w czerwcu, jeśli koronawirus nie będzie ustępował, a będą obostrzenia jescze dalsze wprowadzane" - mówi Orzechowski i dodaje, że największe straty w tej chwili ponoszą ogrodnicy.
"Jeśli targowiska i bazary będą pozamykane w dalszym ciągu, to śmiem twierdzić, że ponad 50 procent towaru, który jest wyprodukowany przez ogrodników małopolskich, zostanie wyrzucony" - dodaje prezes.
Szymon Ledwoń z Oświęcimia, który prowadzi gospodarstwo ogrodnicze, przyznaje, że dochody znacząco zmalały.
Z kolei projektant ogrodów Jakub Gardner, choć widzi straty, jakie ponoszą ogrodnicy, dostrzega dla tej branży światełko w tunelu.
"Obserwuję inny trend, który jest związany z tym, że ludzie po prostu siedzą w domach i obserwują swoje działki nie tylko w weekend i wieczorami po racy, ale od rana do wieczora i zaczynają się tym o wiele bardziej interesować. Nawet jak już kryzys opadnie, to i tak pewna tendencja pozostanie - myślę, że ludzie będą bardziej zainteresowani tym, żeby tworzyć ogrody" - mówi Gardner.
Bądź na bieżąco. Relacje z regionu i kraju w Radiu Kraków
(Martyna Masztalerz/łk)