27 listopada wybrałam się na spektakl  "Hamlet". Naturalnie rozumiem, że reżyser i aktorzy mają prawo do realizowania własnej wizji artystycznej, natomiast wydaje mi się, że jeśli ten spektakl miał być adresowany również do młodzieży (na widowni zdecydowaną większość stanowili uczniowie szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych i jak rozumiem, osoby sprzedające bilety wiedziały, że sprzedają je grupom szkolnym), to jednak należałoby uwzględnić tę kwestię przy doborze środków "artystycznych".

Ze sceny bowiem padały słowa powszechnie uznawane za wulgarne, oraz gesty, które można określić jako obsceniczne. Młodzież, siedząca obok mnie, była zdezorientowana i zażenowana, nauczyciele podobnie. A ja naprawdę nie byłam w stanie znaleźć w sztuce uzasadnienia dla zastosowania tego typu środków.

Nie mam wiedzy czy spektakl ten był rekomendowany dla szkół i oczywiście nie oczekuję wprowadzenia przez władze  "cenzury" dla Teatru Starego, ale może warto byłoby rozważyć zasadność poinformowania  placówek oświatowych o "specyfice" tego spektaklu, aby  nauczyciele i rodzice mogli odpowiedzialnie i świadomie podjąć decyzję o zaproponowaniu go (lub nie) swoim uczniom.

A moja druga refleksja jako widza jest taka, że nie rozumiem, dlaczego reżyserzy i aktorzy uważają, że widz przychodzi do teatru by nasycić się wulgarnością, że inne środki wyrazy do niego nie trafią.  Zastanawiam się, do jakich wniosków doszedłby ktoś, kto miałby wyrabiać sobie zdanie na temat naszego narodu na podstawie tego, co dzieje się na scenie Narodowego Starego Teatru. Co pomyślałby o naszych potrzebach kulturalnych, o gustach, o wrażliwości na piękno.

" Jak ma zachwycać, kiedy nie zachwyca" i "król jest nagi", mam ochotę napisać zamiast podsumowania.


Katarzyna

 

Przypominamy: materiał został nadesłany przez słuchacza. Chcesz się podzielić jakąś informacją? Zobaczyłeś coś ciekawego dotyczącego Krakowa, Małopolski i mieszkańców naszego regionu? Tu możesz skorzystać z naszego formularza