Dyrekcja gorlickiego szpitala, z niewyjaśnionych przyczyn, nie spotkała się w poniedziałek (7 października) z protestującymi ratownikami medycznymi gorlickiego SOR. A to oznacza, że konflikt trwa nadal.
Protestujący ratownicy medyczni przyznają, że zaczęli tracić nadzieję. O co chodzi w tym konflikcie? Od lat ratownicy starają się o zmianę warunków zatrudnienia - z kontraktu na etat. Jak przyznają, wszystko zaczęło się od tego, że dyrekcja szpitala zatrudniła na umowę o pracę obcokrajowca, który - ich zdaniem - nie odbył wcześniej żadnego stażu czy wolontariatu. Na dodatek nie zna dobrze języka polskiego.
Całą sprawę skomentował dyrektor szpitala Mariusz Świerz, który podkreśla że zatrudnienie obcokrajowca na etat wynika z polityki kadrowej szpitala. Świerz dodaje również, że na razie rozmów o zmianę warunków pracy nie będzie, ponieważ "takich spraw nie powinno załatwiać się w ten sposób".
Protest zaczął się od tego, że ratownicy nie przedstawili siatki dyżurów na październik; zrobiła to za nich dyrekcja, nie uwzględniając przy tym ich potencjalnych nieobecności.
- Z chwilą zatrudnienia cudzoziemca spoza UE, w nas, ratownikach medycznych, czara goryczy się przelała. Pracujemy w SOR ponad 6 lub 8 lat. Zawsze były umowy na tak zwane kontrakty. Wiele razy dawaliśmy podania o zmianę formy zatrudnienia, podania o pracę do dyrekcji. Odpowiedzi zawsze były negatywne. Tutaj spotykamy się z różnymi stanami. W każdej chwili może dojść do zatrzymania krążenia. Nie może być miejsca na problemy z komunikacją - mówią ratownicy.
O efektach rozmów między zwaśnionymi stronami będziemy informować na bieżąco.