O Felicji Curyłowej rozmawialiśmy w Radio Kraków, w ramach cyklu audycji „Babskie gadanie. Kobiety mają głos” z Wandą Racią, gospodynią Zagrody Felicji Curyłowej i wnuczką Felicji oraz Urszulą Gieroń, etnografką Muzeum Okręgowego w Tarnowie.
Felicja przyszła na świat w rodzinie artystyczno-rzemieślniczej. Jej mama również malowała wzory kwiatowe, a Felicja już od dziecka zaczęła próbować swoich sił, przyozdabiając choćby powałę.
To była tradycja przekazywana w tym regionie z pokolenia na pokolenie, głównie przez kobiety. Całość wzięła się z potrzeby poczucia piękna, tworzenia własnej estetyki, tworzenia własnego świata i otoczenia właśnie wśród kobiet, które rodzinnie te wzory sobie przekazywały
- tłumaczyła Urszula Gieroń, etnografka Muzeum Okręgowego w Tarnowie.
Malowanie Felicji zaczęło się gdy miała dziesięć lat. Rodzice pojechali na targ do Tarnowa, a dziewczynka wdrapała się na taboret i pomalowała sufit w białe plamki, tak zwane packi.
Kobiety nie miały wówczas dostępu do takich farb jak teraz. Korzystały więc z tego, co dawała im natura. Były to glinki, sadze specjalnie przystosowane do malowania. Używały spoiw z jajka, mleka, z wody spod gotowanych klusek. Radziły sobie jak mogły. Kolorystyka była więc początkowo bardzo jednolita – zestawienia czerni z bielą, odrobina brązu i kolor jasnoniebieski.
Gdy już zaczęła malować i dała upust talentowi, Felicja nie miała sobie równych. W konkursie na najpiękniejszą zagrodę „Malowana chata”, konkursie odbywającym się z resztą co roku do dziś, przez wiele lat zajmowała pierwsze miejsca.
„Miała swój niepowtarzalny i bardzo wyrazisty styl. Stosowała żywe zestawienia kolorystyczne, lubiła bardzo czerwień. Miała swoje ulubione kwiaty. To były róże, łubiny, maki. Ale miała też pomysł na Zalipie. Miała wizję i wiedziała, że ta sztuka zalipiańska ma dużą wartość i przez cały czas swej ponad pięćdziesięcioletniej aktywnej twórczości tę sztukę, zalipiańskie artystki i samo Zalipie promowała. Gdy zbliżał się konkurs chodziła po całej wsi i namawiała kobiety do udziału, motywowała je, podpowiadała i radziła”.
Felicja Curyłowa założyła też stowarzyszenie „Wieś tworząca”, które skupia okoliczne malarki. Dzięki niej inne artystki malarki z Zalipia też miały szansę zaistnieć poza swoją miejscowością. Malowały między innymi w Lublinie, Krakowie, Warszawie, nawet w Brukseli. Malowały bawialnie w transatlantyku „Batory”, współpracowały z Fabryką Fajansu we Włocławku. Zawiązały współpracę z Instytutem Wzornictwa tworząc projekty do tkanin.
W swoim rodzinnym Zalipiu Felicja Curyłowa była najważniejszą osobą. Ale nie tylko za sprawą malowanych kwiatów.
Nawet takie powiedzenie wśród starszych zalipianek się zachowało, że Felicja trzęsła Zalipiem jak gruszką. Miała tam naprawdę wiele do powiedzenia. Dla malarek była autorytetem. Ale dzięki niej w Zalipiu powstały nowa droga, szkoła i poczta.
Zalipie zawdzięcza jej też meliorację gruntów i elektryczność.
Została zaproszona na zjazd do Szczecina. Pojechała tam z własnoręcznie pomalowaną lampą naftową prosząc premiera Cyrankiewicza o światło. Powiedziała, że nie zejdzie z trybuny jak powiedzą nie. Powiedzieli tak i w ciągu trzech miesięcy Zalipie otrzymało światło za darmo.
- opowiadała rodzinną historię wnuczka Felicji, Wanda Racia. Okoliczne miejscowości na prąd czekały jeszcze kolejne dziesięć, piętnaście lat. Podobnie walczyła o Dom Malarek, miejsce, w którym malarki mogłyby się spotykać, gdzie mogłyby uczyć młodzież”. Dom Malarek powstał trzy lata po jej śmierci i działa do dziś. Z jednej strony artystyczna dusza kochająca kwiaty, z drugiej kobieta obrotna, twardo stąpająca po ziemi. Jaka naprawdę była Felicja Curyłowa?
Dla nas była bardzo serdeczna, ale też bardzo wymagająca. Pamiętam jak miałam cztery lata, inne dzieci się bawiły na zewnątrz a ona mówiła siadaj mi tu i maluj. Wtedy wydawało mi się to krzywdzące, bo inne dzieci się bawiły, ale zawdzięczam jej bardzo dużo
- podkreśla Wanda Racia, wnuczka Felicji, a Urszula Gieroń, etnografka Muzeum Okręgowego w Tarnowie dodaje, że Felicja miała wizję promowania Zalipia i jego sztuki, co w tamtych czasach wcale takie oczywiste nie było. Dlatego też postanowiła przekazać swój dom, żeby powstało w nim muzeum, żeby zalipiańska sztuka i tradycje się zachowały. Skansen z domem Felicji cały czas działa i przyjmuje turystów.
Całe życie Curyłowa żyła w zaczarowanym, stworzonym przez siebie, barwnym świecie sztuki ludowej. Była ona jej zamiłowaniem i treścią istnienia.
Tak o Felicji pisała Maria Kozaczkowa, poetka ludowa. Za swą działalność Felicja Curyłowa otrzymała dwa krzyże zasługi.
Agnieszka Srokosz
***
„Babskie Gadanie. Kobiety mają głos!” realizuje Fundacja ze Stali. Partnerami projektu są Fundacja Totalizatora Sportowego i Radio Kraków.