Pierwszą cechą prawicowych populistów jest narzucanie prymatu zbiorowości nad jednostką, wspólnoty nad osobą, komunitaryzmu nad liberalizmem. Owa wspólnota ma być nie tylko prymarna, lecz także silna, zintegrowana, wielka, a przy tym suwerenna, wolna od wpływów zewnętrznych, wywieranych przez instytucje i organizacje międzynarodowe i ponadnarodowe oraz wnoszonych przez imigrantów.
To scedowanie na zbiorowość tych atrybutów, które liberałowie przypisują pojedynczym, wolnym, autonomicznym osobom ludzkim. Zbiorowa „wola ludu”, na którą powołują się – mniej lub bardziej samozwańczo – prawicowi populiści, legitymizować ma ich ataki na prawa człowieka, zwłaszcza tak konkretnego, jak kobiety, osoby LGBT+ czy imigranci.
„America first” czy „Make America great again” nie obiecuje szczęśliwego, spełnionego życia indywidualnym Amerykanom (amerykańska deklaracja niepodległości gwarantuje im prawo do samodzielnego poszukiwania osobistego szczęścia), lecz czerpanie przez nich satysfakcji z wielkości ich kraju. Wielkość ta rozumiana jest całkiem dosłownie, jako powiększanie terytorium i obszarów podporządkowanych (Kanada, Grenlandia, Panama), przy odseparowaniu od ponadpaństwowych organizacji zbiorowego bezpieczeństwa (NATO, ONZ) i międzynarodowej wymiany handlowej (cła na towary europejskie i chińskie) oraz siłowe przeciwstawienie się imigracji (głównie z Ameryki Południowej).
To model znany od dawna w Rosji, której mieszkańcy mają i chcą (bo ten model zinternalizowali) czerpać satysfakcję z wielkości i siły państwa, także terytorialnej, powiększanej aneksjami kolejnych obszarów, nawet jeśli osobiste życie zwykłych Rosjan jest ubogie i podłe. Do podobnych modeli odnoszą się propagatorzy i propagandyści Wielkich Węgier, Wielkiej Serbii, suwerenności i splendid isolation Wielkiej Brytanii (brexitu), przywrócenia suwerennej wielkości Francji, powrotu do wielkości osmańskiego imperium w Turcji czy co najmniej niektórzy politycy Alternative für Deutschland, nazywający tereny b. NRD Niemcami środkowymi (w domyśle: istnieją też Niemcy wschodnie, obecnie pod polską administracją). Wielkość ojczyzny to pierwszoplanowe hasło prawicowych populistów, zyskujące aplauz wielu obywateli.
Profil owych obywateli, będących zwolennikami i tworzących społeczne zaplecze prawicowego populizmu, jest również uniwersalny. Poparcie dla takich ugrupowań i polityków jest tym wyższe, im niższe wykształcenie i dochody, mniejsze miejsce zamieszkania, większe jego oddalenie od metropolii, silniejsza religijność i przywiązanie do tradycji (rzeczywistej lub wymyślonej). Cechy te korelują ze sobą i uwarunkowują się (oddalenie od dużych ośrodków ogranicza wykształcenie, to zaś dochody). Grupy społeczne cechujące się nimi są podatne na antyelitystyczne hasła głoszone przez prawicowych populistów, gloryfikujących prosty lud i pomstujących na wielkomiejskich, bezbożnych mądrali („wykształciuchów”) tym ludem gardzących.
Religijność jest spoiwem owej wspólnoty, której prymat i wielkość głoszą prawicowi populiści. W Rosji, Serbii czy Rumunii to prawosławie, w Turcji islam, w Polsce i Francji katolicyzm, w Izraelu judaizm, w USA chrześcijaństwo dowolnej konfesji, podobnie na Węgrzech, które Orban oficjalnie proklamował państwem chrześcijańskim (zgodnie ze zmienioną konstytucją, ochrona kultury chrześcijańskiej stanowi obowiązek wszystkich organów państwa). Wskaźniki deklarowanej religijności i częstości praktyk religijnych korelują z poziomem poparcia dla prawicowych populistów.
Do tego przeważnie dochodzi nacjonalizm – inna forma prymatu zbiorowości nad jednostką, tożsamości zbiorowej nad indywidualną. Poczucie sensu, znaczenia i spełnienia nie dzięki osobistym dokonaniom, lecz zbiorowym poczynaniom, w tym agresywnym, wrogim wobec innych, manifestowanym poprzez siłę i wolę jej użycia. W większości przypadków jest to utożsamienie wspólnoty politycznej (obywatelskiej) z wyznaniową i etniczną, a więc zanegowanie rozróżnienia między nimi, stanowiącego istotę nowoczesnego, świeckiego, praworządnego państwa liberalnej demokracji.
W ciągu ostatnich kilku dekad toczył się w filozofii politycznej spór liberałów z komunitarystami o relacje między jednostką i wspólnotą. Wydawało się, że liberałowie przeważają i liberalna demokracja, z prawami człowieka i osobistymi swobodami, jest bardziej przekonująca. To uległo odwróceniu, indywidualizm został uznany za egoizm, tożsamość indywidualna za zagrożenie dla tożsamości zbiorowej, prywatyzacja wiary za groźną dla religii, będącej częścią tradycji konsolidującej wspólnotę. A wszystko to propagowane nachalnie i agresywnie poprzez portale i kanały internetowe, z licznym udziałem rosyjskich czy chińskich, antyzachodnich, antyeuropejskich i antyliberalnych ośrodków dywersji ideologicznej. Stąd wrażenie ofensywy prawicowego populizmu, przyciągającego kolejnych zwolenników, pragnących znaleźć się po silniejszej, a zwłaszcza zwycięskiej stronie. Swoje dokładają symetryści, traktujący prawicowy populizm jako jedną z alternatywnych i równouprawnionych koncepcji państwa i władzy, tym samym legitymizując go.
Pozycja prawicowego populizmu nie wszędzie jest dominująca, jego zwycięstwa niekoniecznie miażdżące, ale dewastacja demokratycznego państwa prawnego, jakiej dokonują jego przedstawiciele, dotkliwa, często robi wrażenie nieodwracalnej. Aby taką się stała, wystarczy – trawestując słowa Edmunda Burke’a („aby zło zatriumfowało, wystarczy by dobrzy ludzie niczego nie robili”) – by liberalni demokraci niczego nie robili, nie wykazywali obywatelskiej aktywności, a zwłaszcza nie chodzili do wyborów. Jeśli potrafią się zmobilizować, mogą prawicowy populizm powstrzymać.