Monika Czechowska
Chyba nigdy dotąd piękniejsza i prawdziwsza poezja nie pojawiła się na murach. Od czasu do czasu graficiarze malowali ideowe napisy, poeci wyświetlali swoje wiersze na historycznych kamienicach, ale dopiero bezdomna kobieta zapisała prosty i tak bardzo prawdziwy głos ludzkiego serca.

Tak sobie myślę, że człowiek, nim Bóg stworzył go człowiekiem, albo zanim go wygnał z raju, był aniołem. A już na pewno musiał mieć skrzydła. Zaklinam się na wszystkie rajskie jabłka! - musiał być skrzydlatym stworzeniem!

Już go sobie wyobrażam jak przelatywał nad strumieniami, by nie moczyć stópek w lodowatej wodzie, jak wzlatywał na korony drzew, by mieć najlepszy widok na rozgrzaną kulę zachodzącego słońca, jak wzbijał się w przestworza, gdy dręczyły go ziemskie myśli, no bo wiadomo - z góry wszystko wygląda inaczej. Mógł swobodnie i radośnie tańczyć z motylami, zbierać z wysokich drzew miód pszczeli – gdzieżby chciało mu się wspinać na drzewa, najbardziej leniwa małpa by go przecież dawno przegoniła.

Idę o zakład - musiał mieć skrzydła! Zlatał nasz ptaszek pewnie cały świat. To by tłumaczyło tę wiedzę, odkrycia, które rodziły się ni stąd ni zowąd w umysłach potomków przez kolejne tysiąclecia. Ta pamięć przodków odsłaniała się stopniowo w umysłach pokoleń. Nie wierzę w żaden ludzki geniusz ani przypadek, jesteśmy spadkobiercami podniebnych podróżników.

Po wygnaniu z raju i odebraniu człowiekowi skrzydeł, ten niebiański atrybut musiał niechybnie stać się tematem tabu, o którym pod żadnym pozorem nie można było mówić, nawet w najbliższej rodzinie. Jak to jednak z sekretami rodzinnymi bywa, zawsze jakaś cząstka tajemnicy to tu, to tam wychodzi na jaw. A to dziadek coś w opowiastkach wnukom-aniołkom niechcący przemycił, a to matka wykrzyknęła coś w irytacji do bujających w obłokach dzieci.

I tak rodziły się w umysłach potomków idealistów sny o lataniu, jak wewnętrzna, genetyczna pamięć, jak poczucie powtórnego wcielenia, kiedy wydaje nam się, że byliśmy kimś innym, kimś kto potrafił wznieść się wysoko, swobodnie, w niczym nieograniczonej wolności.
Taki głos słyszał Ikar, śnił o nim da Vinci, objawiał się konstruktorom balonów i maszyn latających. Czują ten kontakt z praczłowiekiem kitesurferzy i paralotniarze. W końcu zna to każda zagubiona dusza. W zagubieniu bowiem, kiedy już całym sobą dotykamy ziemi, jakieś wewnętrzne pragnienie i nieznana siła każe nam szybko się od niej odbić, wzbić gdzie ponadto. Zazdrościmy wtedy nawet gąsienicy, bo wiemy że wcześniej czy później zamieni się w motyla.

Któż nas nie chciał być ptakiem, wzbić się wysoko, odlecieć gdzieś daleko stąd, poczuć swobodę, brak ograniczeń? Kto z nas nigdy nie chciał wyrwać się stąd, uciec od przytłaczającej rzeczywistości? Kto z nas nie chciał, podsycany ciekawością świata, przemierzyć go wzdłuż i wszerz?

Słowa bezdomnej kobiety, są głosem serca i znalazły swoje miejsce w sercu Krakowa – na ścianie Sukiennic. Są moim głosem, moim marzeniem o wolności, moją tęsknotą za niewidzialnymi skrzydłami, jakie miałam będąc dzieckiem. Czasem w życiu dzieją się również cuda i na chwilę niewidzialne skrzydła odrastają nam karmione miłością i pasją, wtedy wznosimy się i lecimy jak piękne, wolne ptaki.

Gdyby nagradzano za niepublikowane teksty, to literacka nagroda Nobla należy się w tym roku Bezdomnej z Krakowa.