"20 lat nie było nie tylko AI, ale również radia w streamingu"

Jako typowy przedstawiciel pokolenia boomersów, niewiele wiem o AI i jeszcze mniej rozumiem, jak działa. Dlatego z ciekawością obserwowałam pierwszy dzień praktycznego zastosowania elementów AI w internetowo-cyfrowym kanale OFF Radio Kraków. Przy okazji, jeszcze 20 lat temu nie było nie tylko AI, ale również radia w streamingu. A 30 lat temu Internet raczkował, rozpoczynając wielką, również społeczną zmianę.

Już po kilku godzinach było oczywiste, że skromna próba wykorzystania AI w internetowym kanale radiowym wywołała tsunami komentarzy i reakcji. Burza w mediach społecznościowych nie dotyczyła jednak treści, a samego faktu wykreowania prezenterów - awatarów. Narracja była prosta: oto do świątyni publicznego radia wpuszczono bezduszną technologię, która miałaby zastąpić żywych dziennikarzy. Fakt, że ta narracja, wykreowana przez Mateusza Demskiego, autora internetowej petycji, niewiele ma wspólnego z prawdą, mówi sporo o mechanizmach wzmożenia w mediach społecznościowych, a jeszcze więcej o lękach o przyszłość naszych miejsc pracy, socjalnego bezpieczeństwa i technologicznej inwazji, zagarniającej kolejne obszary naszego społecznego i prywatnego życia.

Okoliczności i przyczyny zmian programowych w OFF Radio zostały wyjaśnione w komunikacie spółki, więc nie będę ich tu powtarzać. Mogę też zrozumieć rozczarowanie autora petycji, że projekt, w którym uczestniczył, dobiegł końca, również dlatego, że nie znalazło się wystarczająco wielu zainteresowanych nim słuchaczy.

"Fake newsa szybciej stworzy żywy pracownik"

Nie tłumaczy to jednak faktu, że informacja podawana przez media, że awatary zabierają pracę dziennikarzom, a w Radiu Kraków programy prowadzą boty, nie jest prawdziwa.

Pozostaje zdumiewającym paradoksem, że autor/autorka tekstu, pisząc w obronie dziennikarzy rzekomo zastąpionych przez AI, daje swojemu tekstowi klikalny tytuł, by ten nakarmił algorytm i zwiększył poczytność. Mentalność Kalego ma się dobrze i nie sądzę nawet, że szybko ucząca się jej AI zrozumiała, na czym owa mentalność polega. Tu ludzka istota jest górą, a fake newsa szybciej stworzy żywy pracownik mediów, niż jego wykreowany przez technologię kolega.

Równie niewesołe refleksje naszły mnie przy - pobieżnej muszę przyznać - lekturze postów w mediach społecznościowych. Atmosfera bezrefleksyjnego linczu jest dobrze znana z wielu innych okazji. W zależności od medialnej bańki zmieniają się obiekty internetowych nagonek, ale metody pozostają niestety te same. Podawanie niesprawdzonych informacji, moralne oburzenie, wyzwiska, obelgi, a na koniec miłe poczucie spełnienia społecznego obowiązku, stanięcia po jedynie słusznej stronie. Która strona jest tą słuszną? Ta, po której opowiedzieli się nasi internetowi sąsiedzi i znajomi i ta, która głośniej i dosadniej wyraża swoje zdanie? Wiem, że symboliczna agresja może być bardzo dotkliwa, ale może to lepiej, że obserwuję ją tylko na ekranie, a nie jak nasi przodkowie na placach i rynkach. Komputer można wyłączyć, z palącego się stosu lub stodoły uciec trudniej.

Zrozumiałe i uzasadnione obawy

Nowe technologie i wynikające z nich społeczne i ekonomiczne zmiany zawsze budziły zrozumiałe a nawet uzasadnione obawy. Banałem byłoby tu przypominanie XIX-wiecznych niszczycieli maszyn w angielskich fabrykach, słusznie lękających się utraty miejsc pracy w swoich chałupniczych warsztatach. Nie jest to też analogia całkiem trafiona.

AI zmieni nasze życie, a jeśli nie nasze - to naszych dzieci i wnuków. Tak jak internet i jego pochodne przemodelował język komunikacji, media, naukę i właściwie całą znaną nam rzeczywistość. Tempo tych przemian jest ogromne, nie do ogarnięcia, jeśli popatrzymy na nie z perspektywy XIX-wiecznych robotników.

Zawsze jednak autorem tych nowych wynalazków jest człowiek, jego umysł, jego ciekawość i odwaga. Czasem też chciwość. I bezwzględność.

W jakim świecie będą żyć moje wnuki?

Nie powinniśmy się biernie tym procesom przyglądać lub odwracać od nich wzroku, ale z namysłem je komentować i próbować zrozumieć. I nie chodzi tu o bezkrytyczne zachwycanie się wywiadem z Wisławą Szymborską „przeprowadzonym” przez wirtualną „dziennikarkę”. Nic mnie w tym nie zachwyca, raczej wywołuje dreszcz grozy i przerażenia. Każe mi jednak stawiać pytania o świat, w którym będą żyć moje wnuki, o ich poczucie czasu, przekraczanie granic, które dziś wydają się nieprzekraczalne. I o to, jak w tym nowym świecie odnajdą nieprzemijającej wartości ludzkiej kondycji: czułość, bliskość, dobro i prawdę. Ten nowy świat nadejdzie, a być może już w nim żyjemy, nie do końca zdając sobie z tego sprawę.

W mikro skali chcemy te pytania stawiać, a wykreowane awatary są tylko rekwizytami, które mogą nam pomóc tę debatę zilustrować. Żywi dziennikarze, ze swoimi emocjami, wątpliwościami, niedoskonałościami są i będą największym zasobem mediów, w tym Radia Kraków. Przynajmniej taką mam nadzieję.