"Zarzuty dotyczą tego, że nie przedłużono głosowania wskutek nadzwyczajnego wydarzenia, jakim była katastrofa komunikacyjna na autostradzie A4, a tym samym mieszkańcy mieli utrudnione a nawet uniemożliwione dotarcie do lokali wyborczych. W konsekwencji frekwencja wyborcza była znacznie niższa i to - zdaniem skarżących - miało znaczny wpływ na wyników wyborów burmistrza Bochni" - mówi sędzia Irena Choma-Piotrowska.
"Protesty wyborcze nie są rzadkością. Podchodzę do sprawy ze spokojem i czekam na rozstrzygnięcie sądu. Sądzę, że sąd w sposób właściwy oceni sytuację i potwierdzi moje spostrzeżenia: wiele osób miało utrudniony, ale nie uniemożliwiony dostęp, dotarcie do lokalu wyborczego" - komentuje w rozmowie z Radiem Kraków burmistrz Bochni, Stefan Kolawiński.
Przypomnijmy, że 4 listopada autostrada z Bochni była zamknięta przez blisko 5 godzin przez karambol z udziałem kilku aut osobowych i ukraińskiego busa. Protest wyborczy złożyło kilku mieszkańców, m.in. ulicy Krzyżanowickiej i osiedla Smyków w Bochni. Jej inicjatorzy nie chcą się jednak wypowiadać na ten temat w mediach.
Burmistrz Stefan Kolawiński w drugiej turze otrzymał 135 głosów więcej niż Krzysztof Kokoszka. Sąd do 19 grudnia ma rozstrzygnąć czy dojdzie do powtórki głosowania w Bochni.
Osób, które domagają się powtórki wyborów jest jednak niewiele. Większość mieszkańców osiedli pogrążonych 4 listopada w komunikacyjnym chaosie o skardze do sądu nic nie wie.
(Dominika Kossakowska, Bartek Maziarz/ew)