" Nadchodzą znów wieczory sałatki nie jedzonej" , bo przecież owe " słoneczka zachodzące za mój zimowy stół" tracą i smak i aromat. Niby wyglądają jak pomidory, ale tymi pomidorami nie są.
Każdy pomidorożerca doskonale rozumiał " tęsknotę dojmującą i łzę przełkniętą wpół", o których śpiewał Wiesław Michnikowski. Wtedy na pomidory trzeba było czekać do następnego lata. Teraz, te prawdziwe, pachnące słońcem, pojawiają się już w marcu. Na nasze stoły przyjeżdżają prosto z Sycylii.
Na kilka miesięcy zostanie więc zawieszony odwieczny spór jak kroić pomidory, który dzieli tych krojących na pół i dopiero w plasterki i na tych, którzy w plasterki kroją już od ogonka. I kolejny spór - jeść pomidory ze skórką, czy wkładając na sekundę do wrzątku - obierać.
Michnikowski śpiewał: " To cóż, że jeść ja będę zupy i tomaty, gdy pomnę wciąż was świeży miąższ w witaminy przebogaty" - ale na szczęście pozostanie nam bogactwo przecierów, soków i suszonych pomidorów.
No i oczywiście zupy. Każdy ma swoją, zapamiętaną z dzieciństwa pomidorówkę - z ryżem, makaronem, czy lanym ciastem. Ja też i taką jeść będę w zimie. Teraz jednak ostatnia szansa, by zrobić moją ulubioną...
Potrzebne będą 2 kg dojrzałych pomidorów i 30 - 40 dkg cebuli, najlepiej delikatnej w smaku, białej.
Trzeba ja zeszklić na klarowanym maśle, dodać pokrojone pomidory i dusić do miękkości. Następnie zmiksować / ze skórką ! / , dolać trochę wody tak, żeby zachować konsystencję zupy-kremu, zagotować, doprawić solą i odrobiną świeżo zmielonego pieprzu. Najlepsza jest z lanym ciastem, złamana nutą śmietany i z zieloną pietruszką. Sycąca, pachnąca i pyszna.
I na koniec trzeba westchnąć z nostalgią: " Addio pomidory, addio utracone, przez długie, złe miesiące wasz zapach będę czuł."