Jak na ironię, jego największy przebój - nagrany 3 dni przed śmiercią, a wydany pośmiertnie - zapowiadający dopiero wielką karierę - okazał się jej finałem.
Pod koniec słyszymy w nim melodię gwizdaną przez Reddinga na tle fal morskich. Pojawiło się wiele (bardzo poważnych :) teorii na temat znaczenia tego sugestywnego szczegółu.
Krytyk Dave Marsh twierdził, że była to "próba wypowiedzenia rzeczy, których nie da się wypowiedzieć słowami".
Gitarzysta Steve Cropper- współautor i współwykonawca - patrzy na sprawę bardziej prozaicznie: "Zaplanowaliśmy, że na wyciszeniu Otis będzie coś improwizował. On jednak zapomniał, co to miało być, i po prostu zaczął gwizdać".
Krytycy zawsze najlepiej wiedzą, co "głębokiego" artysta miał na myśli...