Co roku dochodzi do przypadków zabijania zwierząt dla trofeów albo dla mięsa. Roman Wieczorek, rzecznik zakopiańskiej policji nie ma wątpliwości, że procederem tym zajmują się mieszkańcy Podhala a nie osoby przyjezdne. "Charakter terenu tatrzańskiego byłby trudny dla osoby przyjezdnej, żeby mogła tu cokolwiek skłusować. Ze względu na lata doświadczeń mogę powiedzieć, że osoby zatrzymywane za kłusownictwo pochodziły z Podhala" - podkreśla Wieczorek.
Kiedyś prawdziwą plagą było polowanie na tatrzańskie świstaki, gdyż uważano, że sadło tych zwierząt ma lecznicze właściwości. Teraz najczęściej zabija się jelenie dla poroża lub dla cenionego mięsa. Do takich zdarzeń doszło już tej jesieni. Edward Wlazło, komendant Straży Parku przypomina, że między innymi na Rusinowej Polanie kłusownicy zabili jelenia, który bardzo często podchodził do ludzi. Tu zapewne też chodziło o myśliwskie trofeum.
"W tym przypadku poroże może się ujawnić w karczmie, restauracji, domu lub w internecie. Jak ktoś go gdzieś wystawi publicznie to się o tym dowiemy. W tym przypadku zostało zabrane trofeum, czyli głowa z rogami i tusza, prawdopodobnie do przetwórstwa spożywczego. Została tylko przednia lewa noga, ucho z kolczykiem z GPS i wnętrzności. Kiedyś miejscowi robili to z biedy, ale teraz żyje się dobrze. Albo to robią dla trofeum albo dla sportu. Takich ludzi trzeba zatrzymywać. Jeleń zaufał człowiekowi a ten go wykorzystał i zabił" - podkresla Wlazło.
Tymczasem trzeba pamiętać, że kary za kłusownictwo, szczególnie na terenie parków narodowych, są surowe. Grozi za to nawet pięć lat bezwzględnego więzienia. Sądy coraz częściej orzekają właśnie takie kary. W sprawie przypadków zabijania zwierząt na terenie TPN śledztwo trwa i na razie policja nie chce ujawniać czy sprawcy zostali już wytypowani.
(Przemysław Bolechowski/ko)