Grzegorz M. przyznał dziś przed sądem w Brzesku, że podszedł do prezydenta, bo chciał zweryfikować, czy pieniądze do niego dotarły. "Pogratulowałem panu prezydentowi, a on podziękował. Nie omawialiśmy szczegółów za co. Nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, że dziękował mi za to, że otrzymał pieniądze. Taki jednak był kontekst całego spotkania".
Były dyrektor małopolskiego oddziału firmy budowlanej przed sądem mówił, że gratulował prezydentowi wygranej w wyborach. Grzegorz M. wyjaśniał bowiem, że spotkanie w Iwkowej odbyło się już po wyborach samorządowych w 2010 roku. Jednak jak zwróciła uwagę obrona Ryszarda Ścigały, spotkanie miało miejsce w piątek wieczorem po zakończeniu kampanii wyborczej, a przed niedzielnymi wyborami 21 listopada 2010 roku. Oficjalnie nie było jednak z tym związane. Organizowała je Żużlowa Sportowa Spółka Akcyjna Unia Tarnów jako podziękowanie dla sponsorów po zakończonym sezonie.
Z pierwszych zeznań Grzegorza M. odczytanych dziś przez sąd wynika, że nie pamiętał on, jakich słów użył Ryszard Ścigała, ale jest przekonany, że podziękował mu za pieniądze. Miało to się odbyć podczas kameralnego spotkania po wygranych wyborach przez Ścigałę. Nie wiadomo jednak dokładnie kiedy, bo Grzegorz M. bywał w Iwkowej co najmniej 3 razy, zawsze na zaproszenie Bogdana G. Dla prokuratury są to jednak wiarygodne zeznania, ponieważ ujawnił je będąc przesłuchiwanym w zupełnie innej, krakowskiej sprawie. A podczas tego samego przesłuchania mówił także o nieprawidłowości w jeszcze innej sprawie, które się później potwierdziły.
Grzegorz M. - podobnie jak inny były dyrektor firmy Strabag Piotr W. - jest jednym z podejrzanym w sprawie zmowy przetargowej na budowę tarnowskiego łącznika z autostradą. Obaj nie odpowiedzą jednak za korumpowanie prezydenta Tarnowa, bo sami się do tego przyznali.
Były dyrektor firmy budowlanej podkreślał, że firma chciała wspierać kampanię Ścigały np. finansowaniem bilbordów. Bogdan G. wolał jednak gotówkę. Miał przekonywać, że materiały reklamowe zostały opłacone już wcześniej i jedyną możliwością wsparcia kampanii Ścigały jest zastrzyk finansowy. Sam prezydent Ścigała twierdzi, że pieniądze do niego nie dotarły, a Bogdan G. nigdy nie był szefem jego kampanii wyborczej. Były prezes spółki żużlowej także nie zgadza się z zeznaniami Grzegorza M.
Na pytanie prokuratora, dlaczego firma zdecydowała się na przekazanie pieniędzy na kampanię wyborczą były dyrektor małopolskiego oddziału firmy Strabag wyjaśniał, że spółka chciała utrzymać dobry wizerunek w Tarnowie. Grzegorz M. przyznał też, że argumentem za były słowa Bogdana G., który twierdził, że kampanię wspierają też inne firmy. Były dyrektor przyznał też, że spółka bała się, że ewentualna odmowa na taką propozycję, może skutkować w przyszłości niekorzystnymi konsekwencjami. "Z doświadczenia wiem, że w przypadku braku jakiejś przychylności lub odegrania się, różne rzeczy wydarzają się wykonawcy. Jakieś nieodebranie robót, niezapłacenie czegoś, naliczanie kar umownych. Bardzo wiele rzeczy" - mówił podczas rozprawy Grzegorz M.
Zdaniem prokuratury jednym z dowodów na przyjęcie łapówki przez Ścigałę jest znaleziona w jego domu banderola oraz gotówka. Śledczy podkreślają, że banderola mogła pochodzić jedynie z oddziału korporacyjnego banku w Krakowie, w którym konto ma Jacek S. To właśnie tego przedsiębiorcę firma Strabag miała wykorzystywać do wyprowadzania pieniędzy, które miały pochodzić na kampanię wyborczą Ścigały.
Z kolei Ścigała przekonuje, że banderola pochodziła z wypłaty jego córki i że właśnie w takich przychodzą pieniądze tarnowskich oddziałów banku, a nie - jak twierdzi prokuratura - są przypisane wyłącznie do krakowskiego oddziału.
(Bartek Maziarz/ew)