"Każdy kto kiedykolwiek coś drukował, wie ile razy trzeba to sprawdzić. My dzisiaj opublikujemy białą księgę w tej sprawie. Będzie tam cała korespondencja. Czy będzie odszkodowanie? Najpierw trzeba znaleźć winnych" - powiedział poranny gość Radia Kraków, prezydent Tarnowa, Roman Ciepiela. CZYTAJ
Tymczasem Jerzy Łodziński, prezes Częstochowskich Zakładów Graficznych, w rozmowie telefonicznej z Radiem Kraków twierdzi, że doszło do "niedopuszczalnej ingerencji zamawiającego w treść karty wyborczej po ostatecznym zaakceptowaniu jej przez członków Miejskiej Komisji Wyborczej".
Jak dowiedziało się Radio Kraków, dziś do siedziby częstochowskiej drukarni wkroczyła policja, która na potrzeby dochodzenia tarnowskiej prokuratury zabezpiecza dokumenty oraz dane elektroniczne związane z drukiem tarnowskich kart wyborczych.
Zapis rozmowy Bartka Maziarza z Jerzym Łodzińskim, prezesem Częstochowskich Zakładów Graficznych.
Bartek Maziarz: Na czym miała polegać ta "niedopuszczalna ingerencja"?
Jerzy Łodziński: W pismie, które akceptuje ostateczne wzory, jest dodatkowy zapis z prośbą o zmianę czcionki i wprowadzenie dodatkowych zmian.
O to poprosił magistrat?
Tak, o to poprosił magistrat w pismie skierowanym do nas już po zaakceptowaniu wzorów.
A jak miałoby to spowodować usunięcie z listy nazwiska kandydata, który przecież nie był na ostatnim miejscu tej listy? Pan Kawula był przedostatni.
Nie można tego mówić tak wprost. W przypadku elektronicznych materiałów jakakolwiek ingerencja w pliku, który jest otwarty do edycji, może spowodować różne zaistniałe modyfikacje. To jest tylko program i tylko komputer. Mógł on nadpisać jakąś wersję, zaczytać wersję poprzednią. Po to daje się do sprawdzenia cały materiał elektroniczny, żeby uniknąć takich błędów, jakie popełnił Urząd Miasta w Tarnowie.
Podawali państwo informację, że były jakieś telefony, które ingerowały w treść kart. Potwierdza pan tę informację?
Tak, były telefony skierowane do nas, bezpośrednio do grafika, który się tym zajmował oraz do opiekuna niewymienianego w umowie. Jesteśmy na etapie wyciągnięcia bilingów telefonów do nas. Dzwoniliśmy do Urzędu, były rozmowy zwrotne już po zaakceptowaniu karty w wersji papierowej.
Tam też pojawił się wątek rezygnacji jednego z kandydatów?
Tak. To było zamieszanie. Był jeden telefon na zasadzie: "Wstrzymajcie się jeszcze, bo będzie wykreślony jeden kandydat". Po chwili kolejny telefon: "Jednak nie możemy zrezygnować z tego kandydata. Przywróćcie poprzednią wersję". To było niestety robione przez telefon z uwagi na krótki czas realizacji z prostego powodu: termin wyborów jest nie do przesunięcia. My tak to potraktowaliśmy, że z innymi urzędami wiele spraw załatwiało się telefonicznie czy drogą mailową po to, żeby osiągnąć wspólny sukces, czyli terminowe wykonanie tego zlecenia. Dlatego wysyłaliśmy potem kompletną wersję materiałów do zaakceptowania, żeby zamawiający dopełnił swego obowiązku i sprawdził pod kątem merytorycznym treść kart.
Czy te rozmowy telefoniczne nastąpiły po zmianach czcionki?
Z tego co mi wiadomo podczas ustaleń i ze strony osób, które zajmowały się zleceniem, to tak. Ciężko powiedzieć dokładnie, bo obsługiwaliśmy kilka miast i tych telefonów każdego dnia było wiele.
Państwo piszą, że wysłaliście ostateczną treść karty i została ona zaakceptowana przez Urząd. Rozumiem, że to była ta bez jednego kandydata.
Wydrukowaliśmy dokładnie ten materiał, który został zaakceptowany jako ostatni. Tak to rozumiem, że ostatnia akceptacja jest taka, która zezwala na druk. Zresztą w treści tego maila jest kopia, które przesłałem do Urzędu Miasta Tarnowa wraz z naszym stanowiskiem, do pani sekretarz. Ona była dla nas najbardziej aktualną i taką wydrukowaliśmy. Zresztą karty zostały dostarczone na 5 dni przed wyborami, by mogły zostać sprawdzone, czy wszystko jest z nimi w porządku.
I na tych kartach, które wydrukowano, nie było tego kandydata?
Nie było. One zostały wykonane zgodnie z umową.
Powołują się panśtwo na umowę, gdzie karty ostatecznie zaakceptowane przez zamawiającego zostaną wydrukowane. Stąd interpretacja zaakceptowania przez maila. Z drugiej strony jest ta interpretacja Urzędu Miasta, że to musi być podpisane przez członków Miejskiej Komisji Wyborczej. I to jest ostateczny wzór, na podstawie którego można drukować.
Urząd Miasta w swojej akceptacji wyraźnie napisał, że będzie dokonywać jeszcze zmiany. Urząd Miasta nie poprosił o wersję papierową do akceptacji, do podpisania przez sędziów. Gdyby Urząd Miasta wyraził taką prośbę, żeby papierową wersję kart wysłać jeszcze raz, to byśmy to zrobili. Nie było prośby, więc zrobiliśmy to, co zostało ustalone drogą elektroniczną.
Nie widzi więc pan winy swojej czy pana pracowników. Chcieliście dobrze, ale nie wszystko zostało wykonane zgodnie z umową.
Drukarnia wykonuje wiele tego rodzaju zleceń i zawsze jest tak, że wielu elementów nie da się przewidzieć w umowie. Zawsze idziemy na rękę dla naszych klientów, dlatego podjęliśmy decyzję o ustalaniu telefonicznym i elektronicznym. Może i źle postąpiliśmy. Ale nie widzę winy po naszej stronie. Wykonaliśmy zlecenie tak, jak życzył sobie zamawiający.
(Bartek Maziarz/ew)