Przed wyborami samorządowymi urzędnicy informowali drukarnię z Częstochowy, że być może trzeba będzie wykreślić Henryka Chrobaka - ostatecznie jednak nie dali takiej dyspozycji. Karty były zgodne ze wzorami, ale urzędnicy poprosili o zmianę wielkości czcionki.

Kiedy dostali poprawione pliki, sprawdzili tylko czcionkę i zaakceptowali je. Problem w tym, że podczas zmiany czcionki z kart zniknęło nazwisko Bartłomieja Kawuli.

Urzędnicy przekonywali, że akceptowali jedynie zmianę wielkości czcionki. Drukarnia z Częstochowy twierdziła, że akceptując ostatnią wersję, magistrat potwierdził poprawność całej karty.

Sędzia Jakub Lęcznar podkreślił, że w tym przypadku obie strony nie dochowywały szczególnej staranności. Bo zgodnie z umową drukarnia powinna wydrukować wzór kart i wysłać je do akceptacji magistratowi. "Urząd miał możliwość sprawdzenia poprawności tego pliku". Ponadto zdaniem sędziego urzędnicy powinni zareagować, kiedy na paczkach z kartami zabrakło wzorów, i poprosić o ich przesłanie.

W innym miejscu sędzia Jakub Lęcznar jednak stwierdził, że "zaakceptowanie pliku w kwestii zmiany wielkości czcionki przez pracownika urzędu nie oznaczało akceptacji dla wykonania wydruków kart z błędem".

Sąd ostatecznie nie rozstrzygnął jednak winy za błąd na kartach wyborczych. Podkreśla, że pozew w tym zakresie musi zostać oddalony, bo - jak przekonywała drukarnia - magistrat zbyt późno wystąpił z takim żądaniem. Urzędnicy przekonywali, że o błędzie dowiedzieli się dopiero po wyroku sądu z 13 stycznia.

Jednak zdaniem firmy z Częstochowy, a także sądu, skoro pod koniec listopada urząd otrzymał odpis protestu wyborczego Marka Ciesielczyka w tej sprawie, urzędnicy mogli to sprawdzić. A także dowiedzieć się o błędzie chociażby, gdyby zażądali od drukarni brakujących wzorów na paczkach z kartami.

Jak już informowaliśmy w Radiu Kraków, magistrat rozszerzył żądanie wobec drukarni o koszty zorganizowania powtórki wyborów w okręgu numer 3, czyli 49 tysięcy złotych.

Sąd uznał, że ze względu na "brak zachowania należytej staranności urzędników" miastu należy się o połowę mniejsza kwota, czyli 24 tysiące 440 złotych i 45 groszy.

"Należy stwierdzić, że magistrat kwotowo wygrał sprawę w 39 procentach" - oznajmił sędzia Lęcznar. Bo urzędnicy chcieli od drukarni ponad 13 tysięcy złotych za wydruk błędnych kart w okręgu numer 3, oraz 49 tysięcy złotych za pwtórkę wyborów w tym rejonie Tarnowa.

Takim werdyktem zdziwiony jest prezes Częstochowskich Zakładów Graficznych. "Sądy są niezależne i niezawisłe. I moim zdaniem nie powinny znajdywać złotego środka, że trochę ukarze tego, trochę tego, trochę temu zdejmie karę, a temu trochę doda, tak żeby nie było źle. Ponieważ naszej winy w tym nie żadnej. I nadal to podtrzymuje". - podkreśla w rozmowie z Radiem Kraków prezes Jerzy Łodziński.

Wyrok sądu rejonowego w Tarnowie jest nieprawomocny.

Łodziński jeszcze nie wie czy jego firma złoży odwołanie od takiego wyroku. Podobnie jak magistrat, który czeka na uzasadnienie wyroku na piśmie.

Ewentualne odzyskane przez tarnowskich urzędników pieniądze nie zasilą budżetu miasta, ale zostaną przekazane do budżetu państwa, który finansuje wybory.

 

Bartek Maziarz, jgk