Rafineria nie działa już od kilku lat, a nowy właściciel nie prowadzi tam działalności gospodarczej związanej z przetwarzaniem ropy i nafty. Teren jest dzierżawiony innym firmom, które składują tam różnego rodzaju odpady. Zarządca terenu nie wypowiada się w mediach. Na spotkaniu z samorządowcami tłumaczył, że nie wie, skąd w zbiornikach znalazł się kwas. Twierdzi, że gdy przejmował teren, zbiorniki były puste. Do ich wypełnienia nie przyznają się też dzierżawcy. Substancja wyciekła ze skorodowanego zbiornika. Na szczęście spłynęła do wewnętrznej oczyszczalni chemicznej ścieków w byłej rafinerii. Strażacy uszczelnili zbiornik i dzięki temu też nie doszło do skażenia pobliskiej rzeki. Sytuacja była jednak na tyle groźna, że zarządca terenu i dzierżawca zobowiązali się usunąć chemikalia z pozostałych zbiorników, które znajdują się w byłej rafinerii.
"Liczymy, że kryzys uda się zażegnać, a zanieczyszczenia zostaną bezzwłocznie usunięte" – powiedział Radiu Kraków starosta gorlicki Karol Górski.
Niestety nastąpi to najwcześniej w środę. Przedstawiciel firmy przyznał w rozmowie z Radiem Kraków, że jest problem ze znalezieniem cysterny do przewożenia chemikaliów. "Prowadzimy działania, ale na tym etapie nie udzielamy żadnych informacji. Niczego nie wywozimy, jest długi weekend" - mówił przedstawiciel.
Co dokładnie znajdowało się w zbiornikach - nie wiadomo. Odpowiedź na te pytania dadzą specjalistyczne badania. Sprawą zajmują się pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, a także policja. Jak podkreśla Sebastian Gleń, rzecznik małopolskich funkcjonariuszy, w zbiornikach w byłej rafinerii mogą być przechowywane jedynie substancje ropopochodne. Tymczasem jest tam zupełnie coś innego. "Straż pożarna nas powiadomiła o tym i złożono zawiadomienie o przestępstwie, za które grozi kara do 5 lat więzienia" - informuje Sebastian Gleń.
To nie pierwsza tak groźna sytuacja związana z byłą rafinerią. W czerwcu na terenie zakładu w Gorlicach znaleziono podejrzane beczki. Jak ustalili pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, w niektórych magazynowane są szlamy, wodne popłuczyny farb, lakierów, odpady podestylacyjne oraz opakowania po farbach i lakierach. W pozostałych beczkach, nie wiadomo jednak co się znajduje, bo inspektorzy z Nowego Sącza nie mają odpowiedniego sprzętu i uprawnień do przeprowadzania badań. Do badań pobrano jedynie próbki gleby. Nie ma jeszcze wyników, czy jest ona skażona. Inspektorzy ustalili natomiast, że firmy, które zwożą tam odpady, nie mają dokumentów potwierdzających, jak weszli w ich posiadanie.
Sprawę skierowano do prokuratury. Burmistrz Gorlic jest przerażony całą sytuacją. "Była rafineria znajduje się dziś prawie w centrum Gorlic. Znajduje się tam ogromna liczba zbiorników i instalacji, które nie działają od lat" - tłumaczy w rozmowie z Radiem Kraków Rafał Kukla.
Rafał Kukla podkreśla, że zarządca terenu unika z nim rozmów, a samorząd nie ma żadnych możliwości prawnych wymuszenia na nim usunięcia niebezpiecznych odpadów.
(Bartosz Niemiec/ew)